"Zostaliśmy oszukani". Firmy z Las Vegas żądają rekompensaty

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Las Vegas
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Las Vegas

GP Las Vegas miało być nową perłą w koronie F1. Dwa miesiące po wyścigu zawody wciąż budzą wiele kontrowersji. Firmy działające w "mieście grzechu" postanowiły połączyć siły i domagają się rekompensaty finansowej w związku z poniesionymi stratami.

W tym artykule dowiesz się o:

Szefowie Formuły 1 uznali, że GP Las Vegas będzie strzałem w dziesiątkę. O sukcesie komercyjnym imprezy miała zadecydować m.in. rywalizacja wokół kultowego The Strip, które słynie z kasyn i luksusowych hoteli. Właściciele królowej motorsportu uznali, że tysiące ludzi będą chciały skosztować atmosfery F1 w "mieście grzechu". Przygotowania do zawodów pochłonęły ok. 800 mln dolarów.

Rzeczywistość okazała się brutalna dla F1. Symbolem GP Las Vegas stały się wydarzenia z pierwszego treningu, w którym bolid Carlosa Sainza najechał na poluzowaną studzienkę kanalizacyjną. Maszynę Hiszpana rozerwało, co doprowadziło do przerwania jazd i wielogodzinnego opóźnienia w harmonogramie sesji. Później wyproszono też kibiców z trybun, gdyż prawo stanowe zabraniało trzymania pracowników ochrony i administracji przez tyle godzin w pracy.

Portal WP SportoweFakty odwiedził Las Vegas po miesiącu od rozegrania wyścigu F1. W mieście w wielu miejscach nadal można było zobaczyć infrastrukturę torową i elementy trybun, a mieszkańcy i turyści skarżyli się na chaos tym spowodowany. To jednak nie koniec.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny błąd sędziego. Co on zrobił?!

Część firm działających w Las Vegas postanowiła połączyć siły i zamierza domagać się rekompensat finansowych od hrabstwa Clark. Dowodzą one, że wskutek organizacji wyścigu F1 straciły szereg przychodów. Turyści niezainteresowani królową motorsportu mieli zrezygnować z przyjazdu do "miasta grzechu" w połowie listopada.

- Nie potrzebujemy Formuły 1, to Formuła 1 potrzebuje nas. Chcemy rekompensaty za straty, jakie poniosło nasze hrabstwo i miasto Las Vegas w związku z organizacją F1. Przyjechali, zniszczyli wszystko, zorganizowali wyścig i pojechali sobie do domu. Jeśli taka sytuacja powtórzy się w przyszłym roku, to na 100 proc. moja firma splajtuje - powiedział Wade Bohn, właściciel Jay's Market, cytowany przez LVSportsBiz.com.

Bohn przywołał dane, z których wynika, że w roku 2022 przychody jego firmy wyniosły 8,5 mln dolarów. Dane za rok 2023 mają być o połowę gorsze, gdyż ze względu na budowę toru ulicznego turyści mieli problemy z dostępem do jego sklepu.

Podobnego zdania jest Randy Markin, właściciel restauracji Battista i dyrektor generalny Stage Door Casino. - Jako społeczność zostaliśmy oszukani. Hrabstwo i miasto za to odpowiadają. Wykorzystują pieniądze podatników, aby sprowadzić F1 do Las Vegas, a wszystko wymknęło się spod kontroli - stwierdził.

- To pierwszy raz, gdy Las Vegas zostało oszukane przez podmiot zewnętrzny jakim jest F1. Nikt z nas nie chce niszczyć miasta. Nie chcemy pozwu zbiorowego. Chcemy zamienić negatyw w pozytyw. Musimy się spotkać i zająć się problemami, które powstały - dodał Markin.

Władze hrabstwa Clark zapowiedziały już, że wsłuchają się w postulaty poszkodowanych przedsiębiorców. Chcą w ten sposób uniknąć pozwu zbiorowego i wypłaty milionowych odszkodowań.

Czytaj także:
- "Totalny bałagan". Kolejne odejście z FIA
- Z rządu do F1. Zaskakujący transfer

Źródło artykułu: WP SportoweFakty