Na 61. okrążeniu GP Hiszpanii, po wznowieniu rywalizacji po okresie neutralizacji, Max Verstappen stracił przyczepność w ostatnim zakręcie, próbując rozgrzać twarde opony w starciu z rywalami na miękkiej mieszance. To dało Charlesowi Leclercowi możliwość wyprzedzenia aktualnego mistrza świata Formuły 1.
Monakijczyk zbliżył się do Holendra i ostatecznie na końcu prostej startowej doszło między nimi do kontaktu. Verstappen miał o to pretensje przez radio i domagał się kary dla rywala. Ostatecznie sędziowie zajęli się tym incydentem już po zakończeniu GP Hiszpanii.
ZOBACZ WIDEO: Ma do działaczy jeden zarzut. Kłopoty Motoru Lublin?
Stewardzi uznali, że obaj kierowcy zbliżali się do siebie, więc ich kontakt uznano za incydent wyścigowy bez wyraźnej winy którejkolwiek ze stron.
Sędziowie przeanalizowali sytuację, przesłuchując obu kierowców oraz przedstawicieli zespołów. Przeanalizowano dane z systemu pozycjonowania, nagrania wideo, telemetrię oraz komunikację radiową.
"Samochód nr 1 (Verstappen) stracił przyczepność w zakręcie 14 i musiał bronić swojej pozycji przed samochodem nr 16 (Leclerc). Samochód nr 16 podjął próbę wyprzedzenia na prostej start-meta. Oba bolidy zbliżały się do siebie na środku toru, co doprowadziło do niewielkiej kolizji" - czytamy w komunikacie sędziów.
Kierowcy Ferrari i Red Bull Racing zgodzili się, że kolizja była możliwa do uniknięcia i mogła zakończyć się poważnym wypadkiem, jednak żaden z nich nie był w pełni winny. W związku z tym nie podjęto dalszych działań.
Ostatecznie Max Verstappen zakończył wyścig na dziesiątej pozycji po otrzymaniu 10-sekundowej kary za kolizję z George'em Russellem. Kara ta wiązała się z trzema punktami karnymi dopisanymi do jego licencji, przez co Holender jest bliski zawieszenia w F1. Brakuje mu jednego punktu zgromadzenia dwunastu karnych "oczek", które oznaczają automatyczną pauzę w jednym Grand Prix.
Charles Leclerc zajął w GP Hiszpanii trzecie miejsce, ustępując jedynie dwóm kierowcom McLarena - Lando Norrisowi i Oscarowi Piastriemu.