Ferrari zostało ukarane grzywną w wysokości 10 tys. euro za niebezpieczne wypuszczenie Charlesa Leclerca na tor. W trakcie drugiej sesji treningowej Formuły 1 przed GP Singapuru 27-latek został wypuszczony z garażu wprost na aleję serwisową, gdzie znajdował się już Lando Norris z McLarena. W wyniku tego doszło do kolizji, która uszkodziła przednie skrzydło w maszynie Brytyjczyka.
Po przeprowadzeniu dochodzenia, sędziowie uznali, że odpowiedzialność za incydent ponosi zespół Ferrari. W dokumentacji decyzji sędziów stwierdzono, że pracownik ekipy z Maranello błędnie ocenił sytuację i wydał niejasne instrukcje Leclercowi, który nie widział nadjeżdżającego Norrisa. W efekcie oba samochody zderzyły się w pit-lane.
ZOBACZ WIDEO: "Nie dam sobie tego wmówić". Stanowcza reakcja Zmarzlika
Leclerc w późniejszej rozmowie z mediami przyznał, że sytuacja była wynikiem zamieszania, ponieważ oba samochody McLarena wyjeżdżały z garażu niemal jednocześnie.
- Wyglądało to tak, jakby wyjeżdżały w tym samym czasie, więc mechanik pomyślał, że pojadą wolno. Nie miałem sygnału, by się zatrzymać. W takich przypadkach trzeba polegać na zespole. Czasem coś takiego się zdarza, bo z powodu czerwonych flag wszyscy spieszyli się z wyjazdem na tor - powiedział Leclerc w Sky Sports.
Druga sesja treningowa F1 na torze Marina Bay była pełna chaosu, w tym dwóch czerwonych flag spowodowanych incydentami z udziałem George'a Russella i Liama Lawsona. To dodatkowo utrudniło zespołom realizację planów na długie przejazdy i symulację tempa wyścigowego przed dalszą częścią rywalizacji.