Byli kierowcy Ferrari stają w obronie zespołu

Getty Images / Scuderia Ferrari
Getty Images / Scuderia Ferrari

Osoby związane ze środowiskiem Formuły 1 powątpiewają w faworyzowanie przez Ferrari Sebastiana Vettela jako pierwszego kierowcy, co sugerowano po zawodach w Monako.

- Dla mnie jest jasne, że Ferrari wybrało sobie pierwszego kierowcę i będą robić wszystko, aby to Sebastian uzyskał lepszy rezultat - stwierdził po ostatnich zawodach na ulicach Monte Carlo, Lewis Hamilton, który powinien być najgroźniejszym konkurentem Sebastiana Vettela w walce o końcowy triumf w sezonie 2017.

W Monako Ferrari sięgnęło po pierwszy dublet od 2010 roku i wyścigu o GP Niemiec. W Hockenheim włoski zespół okrył się złą sławą przez użycie polecenia zespołowego w kierunku Felipe Massy. To samo sugerowano w minioną niedzielę.

Startujący z pole position Kimi Raikkonen stracił pozycję lidera w trakcie wyścigu przez gorszą strategię z pit stopem. Według brytyjskich mediów Fin otrzymał celowo nakaz zjazdu do alei serwisowej, by ułatwić Vettelowi jego wyprzedzenie.

- Rozumiem rozczarowanie Kimiego po wyścigu, ale Sebastian wygrał w czysty sposób - stwierdził Jean Alesi, kierowca Ferrari w latach 90. - Wszystko zdecydowało się na torze i nikt tu nikogo nie faworyzował.

ZOBACZ WIDEO Partnerka Krychowiaka w stroju kąpielowym. Te zdjęcia robią furorę

Zdanie swojego rodaka podziela legenda F1, Alain Prost. - Ferrari ma świetny bolid i doskonałych zawodników. Obaj są w stanie wygrywać i nie wierzę, aby w zespole był "pierwszy" kierowca. Powiedziałbym raczej, że Sebastian jest lepszy i będzie trudny do pokonania - stwierdził Francuz.

W obronie Ferrari stanął nawet Red Bull, który wciąż jest jednym z najgroźniejszych konkurentów stajni z Maranello. - Wątpię, by Ferrari zrobiło to celowo - uważa Helmut Marko oceniając przebieg GP Monako. - Musieli ściągnąć Raikkonena, bo Max (Verstappen) i Valtteri (Bottas) zaczynali go doganiać - podsumował.

Komentarze (0)