Przed rokiem środowisko motorsportu żyło powrotem Roberta Kubicy do padoku Formuły 1. Polak na węgierskim Hungaroringu odbywał testy za kierownicą samochodu Renault, a gdy francuski zespół zrezygnował z jego usług, to na horyzoncie pojawił się Williams.
Chociaż krakowianin był o krok od podpisania kontraktu z brytyjskim zespołem, to ostatecznie wybrał on korzystniejszą finansowo ofertę Williamsa. Kubicy pozostała rola kierowcy rezerwowego oraz występ w trzech sesjach treningowych w tym sezonie.
W oczekiwaniu na szansę w Abu Zabi
Od tamtych wydarzeń minęło kilka miesięcy, a do dziś wielu kibiców nie potrafi pogodzić się z decyzją ekipy z Grove i bardzo chętnie zobaczyłoby Kubicę za kierownicą modelu FW41 w wyścigu. - Były spore nadzieje i wielu ludzi oczekiwało, że będę się ścigać w sezonie 2019. Ponieważ oczekiwania były tak duże, mój powrót został zauważony w padoku. Fani byli rozczarowani, ale biorąc pod uwagę z jakiej pozycji startowałem, to ciągle wielkie osiągnięcie - powiedział 33-latek w rozmowie z "Motorsportem".
Polak ma już za sobą dwa z trzech tegorocznych treningów. Pokazał w nich, że nie stracił swojej prędkości, mimo długiej rozłąki z królową motorsportu. Dlatego też ciągle ma nadzieje na znalezienie miejsca w F1 w sezonie 2019. Jego akcje najwyżej stoją w Williamsie oraz Force India. Do tego drugiego zespołu miałby się przenieść razem z Lancem Strollem. Ojciec 19-latka, Lawrence, niedawno został nowym właścicielem Force India.
Przed Polakiem jeszcze jeden występ. Na zakończenie sezonu otrzyma czas za kierownicą Williamsa podczas treningu przed wyścigiem Grand Prix Abu Zabi. Po cichu Kubica liczy też, że pojeździ w późniejszych testach opon Pirelli, które odbywają się na torze Yas Marina.
- Ktoś może powiedzieć, że celuję w posadę etatowego kierowcy, więc muszę pokazać wszystko na co mnie stać. To prawda. Jeśli jednak ktoś uwierzy w to, że jestem wystarczająco dobry, to uwierzy. Jeśli nie, to znajdzie sto wymówek. Ważna jest pewność siebie, gdy siedzę za kierownicą. Nie czuję potrzeby, by jakoś specjalnie naciskać w trakcie jazdy - dodał polski kierowca.
Kubica nie życzy źle nikomu
Rola kierowcy rezerwowego daje Kubicy szansę na występ w wyścigu. Wie o tym najlepiej Paul di Resta. Szkot przed rokiem zastąpił Felipe Massę w Williamsie w wyścigu o Grand Prix Węgier, gdy Brazylijczyk przegrał z chorobą. Polak chciałby jednak uniknąć takich sytuacji.
- Chciałbym się ścigać. To nie jest tajemnicą. Jednak kiedy pracuję z Williamsem, ta myśl odchodzi na dalszy plan. Nie chciałbym sytuacji, w której się ścigam, bo to oznaczałoby, że któryś z obecnych kierowców jest chory lub kontuzjowany. Tego nie chcę - ocenił krakowianin.
Kierowca z Polski doskonale jednak wie jak wyglądają realia F1. Przejęcie Force India przez Lawrence'a Strolla może oznaczać, że jego syn jeszcze w tym roku zmieni zespół. Wtedy Williams będzie w trybie pilnym szukać kierowcy. - Muszę być gotowy na taką sytuację, że coś się wydarzy i Williams mi powie, że mam się ścigać - dodał.
Polak jest w o tyle dobrej sytuacji, że miał w tym roku kilkukrotnie okazję pojeździć samochodem Williamsa. Obecnie liczba dni testowych w F1 jest mocno ograniczona, przez co kierowcy rezerwowi pracują głównie na symulatorach. W przypadku Kubicy jest inaczej. Nie tylko pokazał się w sesjach treningowych w Hiszpanii i Austrii, ale też dwukrotnie brał udział w testach F1 kosztem Strolla i Sirotkina.
- Muszę trenować. Dla mnie to dobra okazja, bo nie jestem zwykłym trzecim kierowcą, który jeździ bardzo mało lub wcale. Dostaję swoje szanse, podczas gdy normalnie rezerwowy zawodnik nie ma żadnej okazji do jazdy. Wykorzystuję sytuację, odświeżam swoją pamięć co kilka miesięcy, gdy tylko mam możliwość jazdy - wytłumaczył krakowianin.
Reprezentant stajni z Grove nie ukrywa jednak, że plan na obecną kampanię wyglądał inaczej. Polak miał wykorzystywać treningi i testy, by oswajać się z nową generacją samochodów F1 i pokazywać na co go stać. Tymczasem ogrom problemów Williamsa, który dysponuje najgorszym pojazdem w stawce, zmienił sytuację.
- Pracujemy nad rozwiązaniem problemów Wiliamsa. Moja rola miała być nieco inna. Gdyby samochód spisywał się lepiej, miałbym większy wpływ na to jak się prowadzi. Teraz jestem rezerwowym kierowcą, działam na symulatorze, biorę udział w spotkaniach technicznych. Mam szeroki zakres pracy i to stanowi satysfakcję nie tylko dla mnie, ale i dla ekipy - zdradził Kubica.
Kubica zaskoczył lekarzy
Odkąd Kubica podjął się próby powrotu do F1, to w padoku dyskutuje się na temat jego ograniczeń fizycznych. Prawe ramię Polaka nie jest bowiem w pełni sprawne wskutek wypadku, do którego doszło w Ronde di Andora w roku 2011. Rezerwowy kierowca stajni z Grove wielokrotnie udowadniał już jednak, że nie stanowi to dla niego problemu.
- To wszystko przychodzi naturalnie, ponieważ tak właśnie musi być. Nie mogę robić rzeczy, które robiłem wcześniej, bo ze względu na moje ograniczenia nie jestem w stanie. Tu nie chodzi tylko o samą jazdę samochodem, ale też o życie codzienne. Gdy tylko starałem się działać w taki sposób jak przed wypadkiem, to spotykałem się z rozczarowaniem. Aż w końcu zdałem sobie sprawę, że muszę te rzeczy robić na inny sposób - stwierdził Kubica.
Wątpliwości co do stanu zdrowia Kubicy przed rokiem mieli też szefowie Renault. Wysłali oni Polaka na specjalne badania, a rezultaty zaskoczyły specjalistów. - Dawno, dawno temu, zanim zacząłem pracować w symulatorach, zapytałem mojego lekarza czy to możliwe, że mam większą precyzję w lewym ramieniu. W zeszłym roku Renault wysłało mnie do kliniki, gdzie sprawdzają takie rzeczy. I okazało się, że tak. Wyniki dotyczące precyzji, szybkości czy siły lewego ramienia były o 35 proc. lepsze od najlepszych jakie kiedykolwiek widzieli. Ciało dostosowuje się do rzeczywistości. Jeśli masz obie ręce zdrowe, to nie musisz tego robić. Gdy prowadzę, używam w 70 proc. siły lewego ramienia i 30 proc. prawego. Gdybym miał próbować robić to tak jak przed wypadkiem, rozkładać siły na obie ręce po 50 proc., nie byłbym w stanie - dodał 33-latek.
Słowa Kubicy powinny zakończyć dyskusję na temat tego czy jego występy w F1 byłyby bezpieczne, czy byłby w stanie w odpowiedni sposób zareagować na wydarzenia na torze. Sam zresztą podkreśla, że w historii królowej motorsportu były już sytuacje, gdy kierowcy musieli prowadzić samochody jedną ręką. Tak było w czasach używania słynnych "kanałów F". Był to system odpowiedzialny za wygaszanie tylnego skrzydła i wymagał on zatkania specjalnej dziury w kokpicie ręką lub nogą.
- W 2010 roku w kwalifikacjach przejeżdżałem przez Eau Rouge prowadząc jedną ręką, ponieważ drugą zakrywałem dziurę, która odpowiadała za pracę tylnego skrzydła. To było znacznie bardziej niebezpieczne niż obecna sytuacja. Oczywiście, w F1 są chwile, gdy używa się tylko jednej ręki, chociażby na prostej. Wtedy jedna z kończyn odpoczywa. Jednak to są automatyzmy. Mam to szczęście, że ja nigdy nie jeździłem w sposób fizyczny. Rozmawiałem z innymi kierowcami, którzy bardzo mocno ściskają kierownicę, bo inaczej nie są w stanie prowadzić. Sam też pamiętam rok 2006, początek przygody z BMW. Jedno ze zdjęć pokazało, że trzymam kierownicę tylko dwoma palcami w zakręcie. Inżynierowie pytali mnie co robię, a ja powiedziałem, że najwidoczniej nie potrzebuję wykorzystywać siły całej ręki - podsumował Kubica.
Spokojny o dalsze losy polskiego kierowcy jest za to Edd Straw z "Motorsportu". - Kubica przechodzi przez proces nauki podczas swojego drugiego zetknięcia z F1, aby dostosować się do obecnej sytuacji. W końcu pokonał Williamsem, nawet licząc zeszłoroczne testy, mniej niż 500 okrążeń. Był nieobecny w tym sporcie przez pół dekady, co jest wystarczającym utrudnieniem, nie mówiąc już o ograniczonym ruchu ramienia. Cokolwiek się wydarzy, historia Kubicy jest niezwykła. Wykazał siłę mentalną na poziomie kierowcy, który został mistrzem świata. Tyle, że on wygrał zupełnie inną bitwę. Jeśli w jakiś sposób jesteś rozczarowany tegorocznymi wysiłkami Kubicy, to jesteś w błędzie - stwierdził brytyjski dziennikarz.
ZOBACZ WIDEO The Championship: pierwszy triumf Sheffield United, druga porażka QPR [ZDJĘCIA ELEVENS SPORTS 3]