W piątek w siedzibie Williamsa doszło do oficjalnego pożegnania Roba Smedleya. Brytyjczyk przez ostatnie pięć lat pomagał ekipie z Grove jako dyrektor ds. osiągów. W tym czasie stał się jedną z ważniejszych postaci w zespole, ale postanowił poszukać nowych wyzwań. Dlatego też jeszcze w trakcie trwania sezonu złożył wypowiedzenie.
Utrata Smedleya to z pewnością cios dla Williamsa, ale zespół nie zamierza ściągać nowych pracowników w jego miejsce. - W tej chwili nie planujemy żadnych transferów ludzi z zewnątrz. Mamy w zespole wielu inżynierów, wielu utalentowanych ludzi. Ta ekipa ma moc i przeprowadzimy restrukturyzację wokół osób, które są na miejscu. Poradzimy sobie z tą sytuacją na swój sposób - zapewnił Paddy Lowe, dyrektor techniczny Williamsa.
Brytyjczyk zdradził przy tym, że ma dość oryginalne podejście do zarządzania zespołem. - Dla mnie nie ma czegoś takiego jak idealna struktura. Na ogół tworzysz organizację z ludzi dostępnych wokół. Każdy z nich ma swoje określone umiejętności i tak musisz sobie z tym radzić. Nie mamy już Roba Smedleya, ale mamy wielu pracowników, których nazwiska nie są szeroko znane. Oni też mają mnóstwo talentu. Przejdziemy przez proces zmian, aby uwydatnić ich zalety - dodał Lowe.
Z powodu słabych wyników Williamsa na początku roku pracę w Grove stracili główny projektant Ed Wood oraz szef inżynierów Dirk de Beer. W przypadku Roba Smedleya sytuacja wygląda nieco inaczej. Relacje Brytyjczyka z zespołem pozostały na dobrym poziomie. Jego odejście spowodowane jest chęcią poszukania nowych wyzwań.
- Współpraca z Robem układała się fantastycznie. To świetny facet z poczuciem humoru. Praca z nim była przyjemnością, szczególnie w alei serwisowej i to mimo trudniejszych czasów dla Williamsa. Teraz idzie dalej, bo chciał pewnych zmian w życiu. Chce spędzić więcej czasu z rodziną, ma dość ciągłych podróży. Nie ma między nami żadnych sporów czy żalu. Żegnamy się w świetnych stosunkach. Muszę to podkreślić, bo inaczej ludzie wymyślą jakieś historie na ten temat - podsumował Lowe.
ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud