Po zimowych testach w Barcelonie kierowcy i szefowie Mercedesa chwalili formę Ferrari. Padały komentarze, że Włosi mają co najmniej pół sekundy przewagi na okrążeniu i dogonienie ich zajmie nieco czasu. Tymczasem w Australii to Lewis Hamilton i Valtteri Bottas zapewnili sobie pierwszy rząd startowy.
Niemiecki zespół w żadnym momencie weekendu nie poczuł się nawet zagrożony. Hamilton wygrał wszystkie sesje treningowe, podobnie później było w kwalifikacjach. - Jesteśmy w szoku. Po testach żaden argument nie wskazywał na to, że znajdziemy się w takiej pozycji w Australii - wyjaśnił Hamilton.
Czytaj także: Williams zrozumiał istotę problemu
Aktualny mistrz świata zdradził, że nawet w Australii jego zespół był przekonany, że Ferrari ukrywa prawdziwe tempo i wyjeżdża na tor z większą ilością paliwa. - Czułem w testach, że mamy przyzwoity pakiet, ale wymaga on pracy. Wychodziliśmy z założenia, że zaczniemy sezon nieco w tyle. Analiza jaką przeprowadziliśmy po testach wykazała, że jesteśmy za Ferrari - dodał Brytyjczyk.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Orlen już wiele lat temu chciał kupić miejsce dla Kubicy w F1
Co zatem zmieniło się od zakończenia testów w Barcelonie? - Bardziej zrozumieliśmy samochód. Ferrari w piątek było za nami, ale myśleliśmy, że to kwestia paliwa. Potem nieco zmienili jego poziom i czasy się wyrównały. Tymczasem w trzecim treningu znów stracili na wydajności. Nie spodziewaliśmy się tego. To prawdziwy szok - stwierdził Hamilton.
Czytaj także: Nie tylko Kubica. 10 powrotów po fatalnych wypadkach
Hamilton zapytał nawet Sebastiana Vettela o to, czy dobre czasy w Barcelonie były prężeniem muskułów i Ferrari jeździło tam na oparach paliwa. Niemiec miał zaprzeczyć. - Tor w Melbourne jest trudny, wyboisty. To też może mieć wpływ. Muszę jednak podziękować za to jak spisuje się nasz samochód. Ferrari będzie naciskać, na pewno pójdzie do przodu. Na pewno w samym wyścigu też będą walczyć, bo zawsze mają mocne tempo w niedzielę - podsumował.