Od Grand Prix Bahrajnu minęły już niemal dwa tygodnie. Dla Williamsa okres po wyścigu był okazją do analizy właściwości obu samochodów, bo w dotychczasowych wyścigach zachowywały się kompletnie inaczej. Robert Kubica mówił o tym wprost na torze Sakhir.
O ile jeszcze w Australii 34-latek mógł tłumaczyć gorsze właściwości jezdne swojej maszyny uszkodzoną podłogą i obraniem złych ustawień, o tyle w Bahrajnie skopiował parametry George'a Russella. Efekt? Pojazd był znacznie nerwowy.
- Myślałem, że rajdowo sobie nieźle radzę po paru sezonach w WRC. Tymczasem jazda samochodem F1 w stylu rajdowym nie odpowiada mi. Było bardzo trudno. Od początku walczyłem o to, by utrzymać go na torze, niż faktycznie jechać - mówił Kubica przed kamerami Eleven Sports.
ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Kto zdobędzie mistrzostwo Polski? "Legia zyskała luz po zwolnieniu Sa Pinto"
W fabryce Williamsa dokonano już analizy danych zebranych podczas ostatnich testów w Bahrajnie. Tyle że opierano się głównie na przejazdach Nicholasa Latifiego. Jazdy Kubicy i Russella zostały bowiem storpedowane przez opady deszczu.
Brutalny świat Formuły 1
Deszcz podczas testów w Bahrajnie był ostatnim, czego potrzebowali Kubica i Williams przed Grand Prix Chin. Bo zespół nic nie sprawdził. Istnieje ryzyko, że w Szanghaju ponownie usłyszymy od Polaka, że jego samochód i Russella ustawiony jest tak samo, że oba mają identyczne części, a na torze zachowują się inaczej.
Z każdym takim komentarzem Williams nie ucieknie od pytania o faworyzowanie Russella. Nie zadadzą go jednak brytyjscy dziennikarze, którzy zdominowali padok królowej motorsportu. Robią to jednak inni.
"Wszystkim zmartwionym losem Roberta Kubicy i jego gorszym (zapewne) autem chciałbym przypomnieć, że F1 to jedno z najbrutalniejszych miejsc dla sportowców, a to, co się dzieje za kulisami, jest dla widzów 21+. Wystarczy poczytać np. byłych kierowców z Australii i Nowej Zelandii" - pisał ostatnio na Twitterze Andrzej Mielczarek, komentator Eurosportu.
Mielczarek miał na myśli losy Marka Webbera i Brendona Hartleya, którzy nie byli najlepiej traktowani przez środowisko Red Bulla. Australijczyk przez kilka lat był tylko "dodatkiem" do Sebastiana Vettela, Nowozelandczyk w zeszłym sezonie pracował w Toro Rosso na rzecz rozwoju silnika Hondy, a śmietankę z tego spijał Pierre Gasly.
Czytaj także: Momenty, które wstrząsnęły Formułą 1
- Nieźle jak na kierowcę numer dwa - rzucił Webber po Grand Prix Wielkiej Brytanii w roku 2010, które wygrał mimo tego, że Red Bull chciał inaczej. Został wtedy liderem mistrzostw świata. Kilka tygodni wcześniej, gdy przewodził stawce w Turcji, zespół kazał mu zmniejszyć obroty silnika i oszczędzać paliwo. Wszystko po to, by triumfował Vettel.
Z kolei gdy Hartley przed rokiem w jednym z wyścigów był lepszy od Gasly'ego, to Toro Rosso tłumaczyło to… usterką w samochodzie Francuza. - To nieprawda - odpowiadał nowozelandzki kierowca i grzmiał na własnego pracodawcę. - Czas zacząć się bronić - dodawał.
Russell przyszłą gwiazdą Formuły 1
Kubica podpisując kontrakt z Williamsem wiedział na co się pisze. Miał świadomość, że jego partnerem będzie Russell, czyli wielka nadzieja Brytyjczyków na następcę Lewisa Hamiltona. 21-latek należy do programu juniorskiego Mercedesa, wygrywał w cuglach tytuły mistrzowskie w F2 i GP3. Wystarczy przez chwilę pooglądać Sky Sports czy BBC i posłuchać tamtejszych ekspertów, aby zrozumieć jak wielbiony jest Russell.
Nawet jeśli nie ma między nimi niezdrowej rywalizacji, to wydarzenia z ostatnich tygodni są co najmniej zastanawiające. Czy Russell miał "szczęście", że to akurat jemu przypadł ten lepiej prowadzący się pojazd? Zwłaszcza w sytuacji, gdy Williams narzeka na brak części zamiennych?
- W świecie zewnętrznym, tym poza Formułą 1, nikt sobie nie zdaje z tego sprawy. Jednak osoby zaangażowane w ten sport, jak pracownicy Williamsa czy Mercedesa, jak Toto Wolff (szef Mercedesa - dop. aut.), moi menedżerowie, oni doskonale wiedzą jaka jest moja wydajność - powiedział ostatnio pewny siebie Russell w rozmowie z portalem RaceFans.
Zadajmy sobie pytanie. Jeśli fabryka wyprodukuje tylko jeden nowy komponent, to kto otrzyma go jako pierwszy? Brytyjski kierowca reprezentujący barwy zespołu z Wysp, któremu wróży się ogromną karierę, czy zawodnik z Polski?
Zespoły mogą zapewniać, że traktują swoich kierowców równo, ale pewne fakty czasem wychodzą po latach. "Wiedziałem, że mój samochód różni się od tego, jakim dysponował partner z ekipy. Nie podobało mi się to, poruszałem ten temat. Bo zawsze mówię to, co myślę. Pomaga mi to lepiej spać w nocy" - napisał ostatnio w swojej książce Jaime Alguersuari, który również ma zastrzeżenia do tego jak był traktowany przed Red Bulla w okresie startów w Toro Rosso.
Deja vu Kubicy
Sam Kubica może odczuwać deja vu. Bo w okresie startów w BMW Sauber zetknął się z podobną sytuacją. Trafił do niemieckiego zespołu, w którym jego partnerem był Niemiec. Wielokrotnie można było odnieść wrażenie, że stajnia z Hinwil faworyzuje Nicka Heidfelda. Nawet jeśli oficjalnie zapewniano, że każdy z kierowców może liczyć na takie same wsparcie.
Najdobitniej pokazują to wydarzenia z sezonu 2008, kiedy to po Grand Prix Kanady polski kierowca został liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Niemcy przestali jednak rozwijać jego samochód, bo… cel na tamten rok zakładał wygranie wyścigu. Skoro udało się go osiągnąć, to odpuszczono temat walki o tytuł.
Czytaj także: Mercedes nie pozwoli zniszczyć kariery Russella
BMW Sauber przerzuciło za to siły na rozwój maszyny na rok 2009 oraz… pomoc Heidfeldowi. Bo Niemiec narzekał na sposób prowadzenia się modelu, który miał do dyspozycji w końcówce sezonu 2008.
Czy podobnie jest w tej chwili w Williamsie? Odpowiedzi nie poznamy podczas najbliższego weekendu, ale sytuacja jest co najmniej alarmująca. I biorąc pod uwagę niespotykaną szczerość Kubicy, kiedyś dowiemy się prawdy na ten temat.