W czwartym zakręcie Lewis Hamilton stracił panowanie nad samochodem i wypadł z toru, uderzając przy tym w jeden z zamontowanych tam pachołków. Kierowca Mercedesa w ostatniej chwili odzyskał kontrolę nad maszyną i uniknął uderzenia w bandę.
- To było bardzo poważne zdarzenie. Jestem zdziwiony, że udało mi się to opanować. Myślę, że gdybym wykręcił "bączka", to uderzyłbym w ścianę. Samochód sunął bokiem, musiałem wcisnąć hamulce, zwolnić je i znów zahamować. Do tego odpowiednio dawkować gaz - tłumaczył swój incydent dziennikarzom Hamilton, a jego słowa cytuje "Motorsport".
Czytaj także: Sebastian Vettel apeluje o spalenie regulaminu
34-latek przyznał, że podczas incydentu udało mu się nawet nie uszkodzić opon. - To było coś fajnego. Jazda bokiem, itd. Jestem zadowolony, ze uratowałem tę sytuację i tak naprawdę nawet nie zniszczyłem ogumienia - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Kubeł zimnej wody wylany na Roberta Kubicę. Mówi o "mniejszej przyjemności"
Chwilę później Brytyjczyk stworzył jednak kolejną niebezpieczną sytuację na torze. Hamilton powrócił na linię wyścigową, ale zrobił to w taki sposób, że przestraszył nadjeżdżającego Maxa Verstappena. Holender nie chciał doprowadzić do kontaktu i sam wyjechał poza krawężniki.
- Próbowałem wrócić na tor, tak naprawdę z dala od linii wyścigowej, ale w końcu musisz na nią wjechać. Patrzyłem w lusterka i nic nie widziałem. Max był dość daleko. Starałem się jechać wolno, by nikomu nie przeszkodzić, aż tu nagle zobaczyłem jak się zbliża. Na szczęście nie doszło do wypadku, ale to trening, takie rzeczy się zdarzają. To nie było celowe - wyjaśnił Hamilton.
Czytaj także: Williams nie traci nadziei na punkty
Sędziowie zajęli się incydentem pomiędzy Hamiltonem a Verstappenem. Brytyjczyk uniknął kary (czytaj więcej o tym TUTAJ), co budzi szereg komentarzy zważywszy na to, że za podobny manewr w Grand Prix Kanady wygraną w wyścigu stracił Sebastian Vettel.