F1. Jarosław Wierczuk: Rosnąca frustracja Roberta Kubicy. Polak popełnił błąd przy negocjacjach (komentarz)

Getty Images / NurPhoto / Na zdjęciu: Robert Kubica
Getty Images / NurPhoto / Na zdjęciu: Robert Kubica

Dużo się mówi ostatnio o nerwowej reakcji Roberta Kubicy po kolejnym nieudanym wyścigu F1. Ciągle jesteśmy świadkami dyskusji o tym, czy Polak dysponuje takim samym sprzętem jak George Russell, a można to było załatwić zapisami w kontrakcie.

Z pełnym szacunkiem dla Roberta Kubicy, a przede wszystkim dla jego fanów, muszę przyznać, że w moim przekonaniu dużo zamieszania powoduje specyficzny szum medialny, który wokół Roberta cały czas się utrzymuje. Takie swoiste "echo internetu" przez co najmniej dwa lata bez przerwy mówiło nam, że Robert już właśnie wchodzi do F1.

Regularność tych sensacji była zadziwiająca. Od momentu ponownego wejścia do F1, co samo w sobie było faktycznie przełomowym dokonaniem, szum medialny bynajmniej nie ustał.

Czytaj także: Ocon i Alonso mogą zatrząść rynkiem F1 

Cały czas mamy do czynienia ze spekulacjami konsekwentnie podgrzewającymi atmosferę. Czy silnik jest taki sam, czy George Russell dysponuje inną aerodynamiką, innym podwoziem, czy ma dostęp do innych ustawień? Specyficzna jest w tym względzie niechęć do zdementowania bądź potwierdzenia przez samego zainteresowanego i przywołane strony. Tak samo było na etapie ciągłego "wchodzenia" do F1.

ZOBACZ WIDEO: Kubeł zimnej wody wylany na Roberta Kubicę. Mówi o "mniejszej przyjemności"

Tymczasem prawda jest dość prosta i chyba jednak mniej sensacyjna. Niewątpliwie Robert w całym swoim przełomowym powrocie do królowej motosportu miał wyjątkowego pecha. Williams to przecież legenda F1 związana z niemal całą jej historią. Jednak w całkowitych dokonaniach teamu nigdy jeszcze Williams nie zaliczył tak negatywnego sezonu i to pomimo naprawdę wielu wzlotów i upadków.

Moim zdaniem, taka sytuacja nie jest przypadkowa i oprócz relacji ze sponsorami, strony budżetowej, jest przede wszystkim efektem kryzysu menedżerskiego i poważnych zawirowań kadrowych. Okres poprzedzający start sezonu, a w szczególności przedsezonowe testy, bodaj w sposób najbardziej bezpośredni były zapowiedzią nieuchronnie zbliżających się problemów.

Williams nie tyle był i jest ostatni, co jest ostatni z dużą stratą do reszty, a więc tym samym jego wyniki stają się trochę śmieszne. Nie wiem, czy i kiedy przy obecnym szefostwie teamu ta sytuacja się zmieni i jestem w tym temacie umiarkowanym pesymistą.

Natomiast wyniki samego Roberta nie prezentowały się paradoksalnie tak negatywnie. Przede wszystkim zdał egzamin w sensie dystansu wyścigowego i to na torach, co do których sam byłem dość sceptyczny, np. Monako. Owszem przegrywał z Russellem, ale w większości przypadków różnica była bardzo mała.

Moim zdaniem ostatnia frustracja Kubicy była efektem konstatacji, iż nie tylko nie udało mu się z czasem odwrócić losów rywalizacji z Russellem i zaczynać go "objeżdżać", ale różnica między nimi wyraźnie się zwiększyła. Przecież taki musiał być plan, Kubica chciał w końcu być szybszym z kierowców Williamsa, bezpardonowa obrona pozycji we Francji z pewnością o tym właśnie świadczyła. Ten plan jak na razie nie wchodzi w życie, a Robert przyzwyczaił nas przecież do tego, że bardzo lubi realizować ambitne cele.

Teraz, jako jeden z niewielu klarujących do internetowego przekazu dołączył głos Toto Wolffa, który stwierdził, powołując się na swoje polskie korzenie, że nie miałby żadnych intencji w ograniczaniu wyników Roberta. Trzeba przyznać, że Toto tego typu związki z Polską przywołuje niezbyt często, ale talentu dyplomatycznego nie można mu odmówić. Wypowiedź szefa Mercedesa trafia bowiem w punkt i potwierdza moje wcześniejsze przekonanie, iż nie można mówić o różnych silnikowych specyfikacjach w obydwu bolidach Williamsa.

Proszę jednak zauważyć, że Wolff nic nie mówił na temat ewentualnego fabrycznego standardu silników Williamsa i to również jest niezwykle symptomatyczne. Jest dla mnie oczywiste, iż jednostki oferowane dla tego teamu mają typową kliencką specyfikację.

Dojdźmy zatem do kwestii zawieszenia, aerodynamiki i ustawień. To oczywiście zupełnie inna skala i inne miejsce w stawce, ale warto zaznaczyć, że w przeciwieństwie do Ferrari Williams traci wszędzie - zarówno na prostych jak i w zakrętach. Braki są tak po stronie zawieszenia jak i aerodynamiki. To przykre. Podobnie jak Ferrari, taki Red Bull również ma swoje plusy. To właśnie konstrukcja bolidu, która przy odpowiednich postępach po stronie silnikowej może pozwolić na nagłe, fenomenalne wyniki, czego tak niedawno mieliśmy próbkę.

W Williamsie brakuje niestety wszystkiego. Co do ustawień, jestem zdania, że w pewnym sensie F1 jest sportem zespołowym. Relacja z całym zespołem jest stałym i kluczowym elementem koniecznym do osiągnięcia zadowalających wyników. Williams to oczywiście angielski zespół, a Russell jest angielskim kierowcą, więc klucz narodowy może odgrywać tu pewne znaczenie.

O pewnych aspektach personalnych, choćby na linii Robert Kubica - Paddy Lowe już wspominałem i pisałem, że były już dyrektor techniczny nie był orędownikiem zakontraktowania Polaka. Jednak nic nie powinno stać na przeszkodzie, aby Robert starał się "zbudować" swoją stronę garażu, tak jak dokonywali tego inni wybitni kierowcy, choćby Michael Schumacher.

Na ewentualne zarzuty o różnice sprzętowe mam jedno remedium, niestety zapewne już nieaktualne. Owo remedium sprowadza się do stawianego już przeze mnie pytania. Gdzie były negocjacje kontraktu? Jak one wyglądały? Ile trwały? Kto w nich uczestniczył, a w szczególności jaka była w nich rola samego Kubicy?

Robert podkreślał, że pieniądze sponsorskie nie płynęły do niego. Mam tego świadomość, ale w moim przekonaniu w ogóle go to nie tłumaczy. Nie zwalnia to Kubicy z obowiązku koordynowania i próby zapewnienia optymalnych relacji sponsor - zespół, wywalczenia sobie pewnych gwarancji w umowie. To jest przecież jego sponsor. Gdyby nie Kubica, Orlen nie widniałby na angielskich bolidach, a zaangażowane środki, nawet jak na standard F1 są co najmniej ambitne, w szczególności w odniesieniu do takiego zespołu jak Williams.

Czytaj także: Fernando Alonso nie myśli o powrocie do F1 

Gdzie jest stosunek inwestycji do jej efektów? Czy ciągły szum medialny, ciągłe spekulacje to element swoistego "zarządzania kryzysowego"? Kubica musi mieć świadomość, że Orlen - z różnych powodów został postawiony przed scenariuszem F1 w trybie bardzo dynamicznym. Nie miał zatem choćby zaplecza kadrowego, przygotowania branżowego umożliwiającego mu zajęcia miejsca przy stole negocjacyjnym z Williamsem jako równy z równym. Specyfika branży jest duża.

Dość pesymizmu. Jednym z podstawowych plusów jakie widzę to fakt, że Orlen wedle moich informacji ewidentnie połknął bakcyla i widzi szeroko pojęte plusy bycia graczem w świecie F1. Pytanie tylko, czy ma przyszłość w owej F1 aby na pewno wiązać z Williamsem. Z pewnością potrzebne jest drobiazgowe podejście do negocjacji. Pieniądz jest w tym świecie szanowany, a my oferujemy i pieniądz i zawodnika, co nie zawsze idzie w parze.

Jarosław Wierczuk

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Źródło artykułu: