F1: Grand Prix Niemiec. Niebezpieczne pobocze nie pomagało kierowcom. FIA uważa, że problemu nie było

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: start do wyścigu F1
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: start do wyścigu F1

Po wyścigu w Niemczech Charles Leclerc poinformował, że jego zdaniem pas zwalniający kierowców w ostatnim sektorze toru Hockenheim był niebezpieczny dla zawodników. Innego zdania jest dyrektor wyścigowy Formuły 1.

Michael Masi postanowił przeprowadzić inspekcję, celem sprawdzenia kontrowersyjnego pobocza. Dyrektor wyścigowy F1 przekazał, że "droga ucieczki" na torze w Niemczech niczym nie różni się od podobnych miejsc na innych obiektach. - Wszystko jest w najlepszym porządku - powiedział portalowi motorsport.com.

- Nawet Sebastian Vettel podkreślał, że w normalnych warunkach jest to miejsce z większą przyczepnością niż zazwyczaj w takich fragmentach toru. Wiadomo, że pomalowane miejsca po deszczu będą bardziej śliskie niż te bez farby, choćby nie wiadomo jak dobra ona była. To normalne - przekazał.

Czytaj także: Pierre Gasly nie wyląduje na dywaniku

Kierowcy narzekali na stan "drogi ucieczki", ponieważ wielu z nich miało w tym miejscu problem po tym, jak wyjechali oni poza nitkę toru (czytaj więcej o tym TUTAJ). - Wystarczyło nie wypadać z trasy. Wszyscy zawodnicy zgodnie twierdzili, że wolą mieć opcję ratunkową niż jej nie mieć. Pobocze tego typu to tylko trasa przejazdu na wypadek błędu, awaryjna. Nie musi być tak samo przyczepna jak tor - powiedział Masi.

Czytaj także: Honda znów szydzi z Fernando Alonso

Oprócz Charlesa Leclerca, wypadki na drodze awaryjnej mieli także Lewis Hamilton i Nico Hulkenberg, a Carlos Sainz, Lando Norris i Kimi Raikkonen zmagali się tam z niemałymi problemami.

ZOBACZ WIDEO: Kubeł zimnej wody wylany na Roberta Kubicę. Mówi o "mniejszej przyjemności"

Komentarze (0)