Pierwszy punkt Roberta Kubicy w sezonie 2019 to jednocześnie pierwsze "oczko" dla Williamsa i potencjalnie przełomowy moment dla tej stajni. Warto jednak pamiętać, że do pełni szczęścia na Hockenheim zabrakło wywalczenia owego punktu na torze. 10. miejsce Roberta było efektem kary nałożonej na kierowców Alfy Romeo.
Temat dotyczył sprzęgła, a konkretnie sposobu jego funkcjonowania podczas startu. Niby szczegół techniczny, ale sędziowie twierdzą, że ma na tyle istotny wpływ na start, iż można uzyskaną w ten sposób przewagę porównać do falstartu.
Czytaj także: Alfa Romeo złożyła apelację
Kara okazała się dla byłego teamu Sauber bardzo dotkliwa. Od euforii i historycznego wyniku decyzja sędziów bardzo szybko doprowadziła do nerwowości czy wręcz załamania. Reprezentanci Alfy Romeo natychmiast zareagowali odwołując się od tej decyzji, ale znając dotychczasowe statystyki szanse na jej uwzględnienie nie są duże.
ZOBACZ WIDEO: Kubeł zimnej wody wylany na Roberta Kubicę. Mówi o "mniejszej przyjemności"
To kolejny kontrowersyjny ruch ze strony sędziowskiej. Pisałem niedawno o głośnym wywiadzie-deklaracji w wydaniu Michael Masiego i o końcu ery Charliego Whitinga (czytaj więcej o tym TUTAJ). Masi bardzo szybko po objęciu władzy doprowadził do wyraźnych kontrowersji.
Przynajmniej ja odebrałem jego wywiad jako próbę załagodzenia atmosfery wokół nowego dyrektora wyścigowego i jednoczesnego zapewnienia, że dla aktualnego szefostwa umożliwienie otwartej walki pozostaje jednym z priorytetów. Masi nie zamierza stosować tendencyjnej penalizacji, aby odstraszyć startujących od walki na limicie. W tym zresztą kierunku mają przebiegać planowane na 2021 rok zmiany regulaminowe. Główne aspekty to unifikacja aerodynamiki i ograniczenie kosztów, chociaż największe teamy już lobbują przeciw.
Tutaj jednak sytuacja nie dotyczyła bezpośredniej walki, nie był to jeden z wielu incydentów wyścigowych. Czy zatem brak jest w owej decyzji kontrowersji? Czy była ona właściwa? Moim zdaniem odpowiedź nie jest niestety jednoznaczna. Przede wszystkim zrównano drobny detal techniczny z bardzo realną i jak najbardziej wymierną przewagą uzyskaną wskutek falstartu.
Czytaj także: Ross Brawn pogratulował Robertowi Kubicy
W pewnym sensie uzasadniono surowość kary porównaniem właśnie do falstartu. Widzę w tym pewną tendencyjność. Co więcej, w tym samym wyścigu mieliśmy ewidentnie wymierne i chyba bezdyskusyjne incydenty, których dysproporcja w porównaniu z surowością kary dla Alfy Romeo nieco zaskakuje. Mam na myśli choćby niebezpieczne wypuszczenie Charlesa Leclerca z postoju w wykonaniu Ferrari, za co Włosi dostali symboliczny "mandat" w wysokości 5 tys. euro. Przy ich budżecie kara w zasadzie nieodczuwalna, a z pewnością nie mająca żadnego wpływu na wynik.
W przypadku Alfy Romeo ten wpływ był druzgocący. Został zespołowi odebrany kluczowy w skali sezonu wynik. Kontrowersje wokół debiutanckiego w swojej roli Michaela Masiego można by mnożyć. Bardzo podobny incydent z niebezpiecznym wypuszczeniem w przypadku Maxa Verstappena w Monako kosztował Holendra i zespół Red Bull Racing nieporównanie więcej, bo po doliczeniu pięciu sekund do wyniku, wpływ na kolejność na mecie był faktem.
Z drugiej strony tłumaczenie zespołu stanowiło w moim przekonaniu typową, wyścigową wymówkę. Ileż to razy i w ilu kategoriach zawodnicy, a może przede wszystkim zespoły, powoływali się na właściwe na początku wyścigu parametry i ich pogorszenie się w trakcie zmagań, na co stajnia nie ma wpływu? I tym razem było bardzo podobnie, co trochę dziwi, biorąc pod uwagę elitarny przecież poziom zawodów. Uważam, że taka retoryka to prowadzona z pełną świadomością manipulacja.
Dla teamów jest bowiem jasne, że wiele parametrów podlegających zużyciu, tak jak choćby minimalny prześwit, poziom paliwa itd. jest wiążąca po wyścigu. Tłumaczenie wygląda tym bardziej naiwnie, iż mówimy o obu samochodach, ale tylko jednego zespołu. W grę zatem raczej nie wchodzi przypadek, jakieś nadzwyczajne zużycie materiału, którego zespół nie był w stanie przewidzieć. Prawdopodobnie ekipa zostawiła po prostu zbyt mały margines bezpieczeństwa i w efekcie po wyścigu zameldowała się z samochodem nie spełniającym norm regulaminu.
I tu wydaje mi się dochodzimy do kluczowego punktu - jaka była intencja, czy było to działanie zamierzone czy nie? Istotę sporu stanowi siła docisku sprzęgła, a więc mówiąc bardziej kolokwialnie, chodzi o lekko ślizgające się sprzęgło, które przy odpowiednich parametrach może wywołać efekt podobny do kontroli trakcji. Kwestia intencji jest tutaj chyba najtrudniejsza do oceny.
Czytaj także: Kubica pozostawił po sobie ślad nie do zdarcia
Zużycie sprzęgła mogło być ponadnormatywne ze względu na bardzo trudne, deszczowe warunki, wyjątkowo śliski tor i szereg neutralizacji oraz startów lotnych, ale jak już pisałem problem dotyczył wyłącznie jednego zespołu. Z kolei właśnie te powtarzające się po fazach neutralizacji restarty były idealną okazją do skorzystania z takiego specyficznie funkcjonującego sprzęgła. Przewaga byłaby możliwa do uzyskania nie raz, jak w standardowym wyścigu, ale wielokrotnie.
Dodatkowo ze względu na bardzo ograniczoną trakcję owa przewaga miałaby po prostu większe znaczenie. Mówiąc inaczej, jeżeli kiedykolwiek świadome podjęcie takiego ryzyka przez zespół miałoby mieć sens to właśnie w Niemczech. Myślę, że najprawdopodobniej właśnie taki tok rozumowania doprowadził sędziów do decyzji o nałożeniu kary.
Podsumowując, z pewnością jest coś na rzeczy i kara była uzasadniona, ale jej surowość i wpływ na wynik według mnie nie do końca.
Jarosław Wierczuk
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
NIC, k Czytaj całość