Od tygodnia świat Formuły 1 wyczekiwał kolejnych informacji na temat tajfunu Hagibis. Pierwsze wieści były fatalne. Miał on uderzyć w rejon, gdzie znajduje się tor Suzuka w niedzielę. Akurat w momencie, gdy rozgrywany będzie wyścig F1. Szanse na jego odjechanie przy wietrze szalejącym z prędkością ponad 300 km/h byłyby zerowe.
Na szczęście, tajfun nieco zwolnił i zmienił kierunek. Na dodatek okolice Suzuki zostaną zaatakowane dzień wcześniej. Dlatego F1 odwołała zawczasu sobotni trening i kwalifikacje (czytaj więcej o tym TUTAJ). Niestety, i tak przyniesie on obfite opady deszczu, przez co możliwe są podtopienia.
- Na pewno będziemy się nudzić - powiedział Robert Kubica w Eleven Sports o planie na sobotę. Kierowcy F1 otrzymali bowiem instrukcję, by nie opuszczali swoich hoteli w trosce o bezpieczeństwo.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020: Łotwa - Polska. Szymański chce poprawić swoją grę. "Momentami byłem zbyt elektryczny"
Tor gotowy na tajfun
Hagibis może wyrządzić poważne szkody na torze Suzuka. Tymczasem sprzęt ekipy F1 wart jest miliony dolarów. Dlatego zaraz po piątkowych treningach F1 ruszyły prace, które miały na celu zabezpieczenie maszyn. Budynki gościnne, w których odbywają się m.in. briefingi z dziennikarzami, zostały opróżnione. To o tyle ważne, że zbudowano je z rurek i plandek, które mogą ucierpieć wskutek uderzenia tajfunu. Cały sprzęt zespołów F1 aż do niedzielnego poranka ma być trzymany w lepiej zabezpieczonych pomieszczeniach.
Priorytetem dla organizatorów Grand Prix Japonii jest jednak bezpieczeństwo ludzi. Dlatego przedwcześnie odwołano kwalifikacje. Daje to pewność, że kierowcom nic nie stanie się na torze, mechanikom czy inżynierom w padoku, a kibicom na trybunach.
Po zakończeniu piątkowych treningów każdy z zespołów musiał zrezygnować z pracy. FIA wprowadziła bowiem godzinę policyjną, która zaczęła obowiązywać od godz. 0:30 z piątku na sobotę (czasu lokalnego) do godz. 5 w niedzielę (czasu lokalnego).
Czytaj także: Orlen nadal czeka na wyjaśnienia od Williamsa
Nic nie mogło zostać na podłodze
Zespoły mają świadomość tego, że garaże toru Suzuka mogą zostać podtopione. Dlatego wszystkie wprowadziły jedną zasadę - nic nie może zostać na podłodze. Przedmioty, które można było umieścić gdzieś wyżej, trafiły na półki. Inne zostały wyniesione. Przed niektórymi garażami pojawiły się dodatkowo worki z piaskiem.
Zwykle FIA posiada kamery w garażach i na samochodach, aby upewnić się, że w nocy nie są prowadzone żadne prace. Wyłączenie prądu i kwestie bezpieczeństwa sprawiły, że tym razem kamery nie zadziałają. Dlatego pojazdy zabezpieczono specjalnymi plandekami, na których znalazły się plomby FIA.
Wyłączone zostały też różnego rodzaju systemu elektroniczne, z których korzystają FIA i F1. - Nie chcemy narażać żadnego z naszych pracowników. Wolimy mieć pewność, że nic się nie spali, nie stopi, itd. Jeśli wszystko będzie wyłączone, będziemy mieć pewność, że nasi pracownicy są bezpieczni - powiedział na łamach "Motorsportu" Andrew Green, dyrektor techniczny Racing Point.
"Zostań w środku i chroń się przed pogodą"
W sobotę na torze czy jego okolicach nie zobaczymy ani jednego kierowcy F1 czy też pracowników ekip. To efekt zakazu FIA. Federacja zapowiedziała zespołom, że gdyby pojawił się jakiś problem, to poinformuje o tym zainteresowanych w trybie natychmiastowym.
- Przesłanie jest jasne. Brzmi "zostań w środku i chroń się przed pogodą" - dodał Green. Najbezpieczniejszym miejscem w tej sytuacji są pokoje hotelowe. To w nich sobotę spędzą kierowcy i członkowie ekip F1. Już podczas czwartkowej konferencji prasowej Max Verstappen i Carlos Sainz umawiali się na… grę w FIFĘ. Holender przyleciał bowiem do Japonii wyposażony w jedną z konsoli.
Oryginalny pomysł miał też Romain Grosjean. Kierowca Haasa wziął ze sobą do Japonii nie tylko konsolę do gier, ale na miejscu zakupił też model samochodu Tyrrella z 1977 roku. - Poszedłem do sklepu, kupiłem klej i jestem gotowy do jego składania. Mieli tam też niesamowite modele sterowane pilotem, ale nie mam tutaj narzędzi, by je skręcić. Dlatego wybrałem samochód, który wystarczy posklejać - powiedział na swoim briefingu Grosjean.
Hotele narażone są jednak na brak prądu, a to może oznaczać braki łączności, co nieść będzie za sobą brak kontaktu pomiędzy pracownikami. Dlatego niektóre zespoły zaplanowały "zbiórkę", co kilka godzin. Pracownicy będą musieli dać znać m.in. poprzez komunikatory, że wszystko z nimi w porządku.
Pracowita niedziela
Przełożenie kwalifikacji na niedzielę sprawia, że zespoły będą musiały nadrobić stracony czas. Godzina policyjna potrwa do godz. 5 nad ranem, a rozpoczęcie czasówki zaplanowano na godz. 10 (czasu lokalnego). Nie jest jednak przesądzone, że walka o pole position rozpocznie się zgodnie z planem. Jeśli stan toru będzie fatalny, to o polach startowych zadecydują wyniki drugiego treningu (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Zespoły jeszcze przed skończeniem godziny policyjnej mają otrzymać informację od FIA, jak prezentuje się sytuacja i czy w ogóle mają przyjeżdżać na tor. Jeśli będzie jasność co do tego, że sesji kwalifikacyjnej nie uda się rozegrać, pracownicy i kierownicy dłużej pozostaną w hotelach.
Czytaj także: Gunther Steiner ukarany finansowo za nazwanie sędziego idiotą
Ekipy F1 mają jednak nadzieję, że w niedzielę warunki będą już na tyle dobre, że przybycie na tor o godz. 5 nad ranem będzie możliwe. Z co najmniej kilku powodów. Na Suzuce trwać będzie bowiem walka z czasem. Część pracowników będzie musiała odłożyć rzeczy na swoje miejsce. Do tego opony Pirelli trzeba grzać przez pięć godzin, dlatego ktoś będzie musiał podłączyć koce grzewcze. Nie jest to konieczność, bo opony można grzać krócej, ale mogą wtedy stracić nieco ze swoich właściwości.
- Mam nadzieję, że przeżyjemy sobotę i nikt nie odniesie kontuzji. Nie chodzi mi nawet o mój zespół, ale wszystkich, którzy przebywają w tej chwili w Japonii. Oby w niedzielę znów wszystko wyglądało normalnie! - zakończył Green.