Padok F1 gromadzi tak wielu ludzi, że pewnych informacji nie da się ukryć, a najnowsza jest taka, że Nicholas Latifi od wielu miesięcy był pewien tego, co będzie robić w roku 2020. Do zawarcia umowy pomiędzy Kanadyjczykiem a Williamsem miało dojść już pod koniec czerwca przy okazji GP Francji i jego występu w sesji treningowej F1 na torze Paul Ricard.
W porozumieniu miał być oczywiście pewien haczyk. Uzależniał on awans Latifiego do roli etatowego kierowcy od tego, czy ten uzyska superlicencję. Bez tego dokumentu ściganie w F1 nie jest bowiem możliwe.
Czytaj także: Nicholas Latifi skazany na jazdę w F1
Plotka na temat umowy Latifiego w zupełnie innym świetle stawia wydarzenia z końcówki września, kiedy to przed GP Singapuru Robert Kubica ogłosił, że nie zamierza kontynuować swojej przygody z Williamsem i nie będzie startować w tym zespole w roku 2020. Tak naprawdę Kubica w tym momencie był już pozbawiony miejsca w ekipie. Pytanie, czy o tym wiedział? Czy może być był wodzony za nos przez szefów?
ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"
Kuriozalnie w tym momencie brzmią też słowa Claire Williams, która jeszcze w czwartek mówiła, że "zwlekaliśmy z oficjalną informacją, bo chcieliśmy dać Nicholasowi szansę na skupienie się w 100 proc. na rywalizacji w Formule 2" (czytaj więcej o tym TUTAJ). Wychodzi na to, że szefowa Williamsa po raz kolejny kłamała dziennikarzom i kibicom prosto w twarz.
Skoro porozumienie z Latifim osiągnięto już latem, to też pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na sytuację Kubicy w tym zespole. Jeśli najważniejsze osoby w firmie doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że Polak w przyszłym roku znajdzie się poza Williamsem, to wspieranie go nie miało sensu. Można było ze spokojem faworyzować George'a Russella, montując w jego samochodzie nowsze części i sprowadzając krakowianina do roli kierowcy numer dwa.
Ba, wychodzi na to, że Kubica nigdy nie dostał nawet prawdziwej szansy od Williamsa. Przypomnijmy bowiem, że początek sezonu dla zespołu upłynął pod znakiem braku części i jeżdżeniem na wyścigi z pojazdem, który składano byle jak, byle czym, byle tylko jeździł. Gdy zespół uporał się już z problemami, to... miał zaklepany transfer Latifiego.
Dla Kubicy nie miało to większego znaczenia. On sam jest profesjonalistą i zawsze dawał z siebie wszystko, starał się maksymalnie wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie, by pchnąć Williamsa na właściwe tory. Zespół najwidoczniej nie chciał. I w tym kontekście nie dziwią słowa Polaka, który stwierdził, że Brytyjczycy wykorzystali jego potencjał "nawet nie w 10 proc." (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Jednak po co słuchać Kubicę, wykorzystywać jego wskazówki i porady, skoro ma się w sejfie dobrze ukryty kontrakt z Latifim? To oczywiście pytanie retoryczne.
Czytaj także: Kubica pożegnał się specjalnym filmem
Kubica w Abu Zabi z ironią przyznał, że dwóch młodych kierowców nie będzie problemem dla Williamsa w roku 2020, skoro w obecnym zespół i tak nie potrzebował jego doświadczenia. To się dopiero okaże. Latifi już zapowiedział, że wyciągnie ekipę z kryzysu (czytaj więcej o tym TUTAJ). Polak przed rokiem nie składał takich deklaracji. Mówił za to o ciężkiej pracy i tym, że najtrudniejsza część przygody dopiero przed nim. Zobaczymy, czy buntuczne zapowiedzi Latifiego sprawdzą się. Bo wydaje się, że 24-latka czeka brutalne zderzenie z rzeczywistością.