W silnikach samochodów Formuły 1 normą stały się tzw. tryby kwalifikacyjne. Jako pierwszy wprowadził je Mercedes, a następnie jego śladem poszło Ferrari i reszta producentów. Dzięki temu, na krótkim dystansie kierowca dysponuje zwiększoną mocą bez wyraźnego uszczerbku dla żywotności jednostki napędowej.
Sięganie po tryby kwalifikacyjne stało się normą w przypadku ostatniej części kwalifikacji (Q3), gdy każda setna sekundy może zadecydować o zdobyciu pole position. I to właśnie z pomocy tego systemu miał w środę korzystać Robert Kubica.
Polak wyjechał na tor Alfą Romeo na oponach z najbardziej miękkiej mieszanki (C5) i posiadał niewielką ilość paliwa w baku. Zespół z Hinwil chciał bowiem sprawdzić ustawienia modelu C39 pod kwalifikacje, a równocześnie Ferrari chciało ocenić, jak po poprawkach w silniku działa tryb kwalifikacyjny.
Dla Ferrari jest to o tyle ważne, że do tej pory Charles Leclerc i Sebastian Vettel w zimowych testach F1 w Barcelonie nie sięgali po tryb kwalifikacyjny i bardziej skupiali się na tempie wyścigowym. Dlatego też nie korzystali z mocniejszych, bardziej wyżyłowanych parametrów silnika. Świetny czas Kubicy pokazał, że firma z Maranello nie musi się zbytnio martwić o ustawienia swojej jednostki w "trybie ataku".
Kubica w środę sprawdzał też poprawione przednie skrzydło, które miało ulepszyć właściwości jezdne modelu C39 względem specyfikacji sprzed tygodnia.
Czytaj także:
Kubica nie jest obojętny na los Williamsa
Kubica wskazał różnicę między Alfą Romeo a Williamsem
ZOBACZ WIDEO: Orlen szuka następców Kubicy. Umowa z Alfą gwarantuje młodym Polakom szkolenie