Koronawirus. Formuła 1 na ostrym zakręcie. Czy będą chętni do ścigania w 2021 roku?

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1

Zespoły Formuły 1 znajdowały się w ostatniej fazie negocjacji z Liberty Media i FIA ws. zobowiązania się do startów w latach 2021-2025. Koronawirus wywrócił dotychczasowe ustalenia do góry nogami. Dla każdej ze stron to spory kłopot.

Obecne Porozumienie Concorde, które reguluje zasady funkcjonowania Formuły 1, wygasa wraz z końcem 2020 roku. Za kulisami od wielu miesięcy trwały rozmowy ws. nowego kontraktu. Liberty Media, właściciel F1, zapowiadało wprowadzenie zupełnie nowych zasad. Mowa nie tylko o regulaminie technicznym, ale też o bardziej sprawiedliwym podziale nagród finansowych.

Koronawirus wszystkie dotychczasowe ustalenia wyrzucił do kosza. Ciągły rozwój Formuły 1 został wyhamowany, przez co właściciel królowej motorsportu musi inaczej spojrzeć na sprawy finansowe. Również zespoły stracą spory zastrzyk gotówki, dlatego będą dążyć do tego, aby wynegocjować jak najwięcej dla siebie.

Koronawirus. Zespoły F1 nie chcą składać deklaracji 

Co najważniejsze, zespoły miały podjąć decyzję, co do startów w F1 na okres pięciu lat (2021-2025). W tej chwili wydaje się to być niemożliwe. - Zanim jakikolwiek zespół zadeklaruje gotowość startów w tak długim okresie, musi wiedzieć czy w ogóle przetrwa kryzys - powiedział anonimowo na łamach "Auto Motor und Sport" jeden z szefów ekipy.

ZOBACZ WIDEO: Prezes Orlenu o wspieraniu sportowców. "Nie chodzi tylko o wizerunek i biznes"

Jak zauważył rozmówca niemieckiego magazynu, w tej chwili nawet nikt nie podejmuje tematu startów w F1 w latach 2021-2025. Rozmowy z Liberty Media zostały zawieszone. - Nie ma jakiejkolwiek dyskusji na ten temat. Mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia - dodał.

Trudno się dziwić, że producenci i zespoły nawet nie myślą o perspektywie lat 2021-2025, skoro mają problemy do rozwiązania tu i teraz. Z racji braku wyścigów, ekipy nie zarabiają, a każda z nich zatrudnia po kilkuset pracowników. Trzeba im wypłacać pensje, a lada moment nie będzie z czego.

Żaden z zespołów w swoich budżetach na sezon 2020 nie zakładał też kryzysu wywołanego koronawirusem. Premie wypłacane im przez Formułę 1 będą niższe o co najmniej kilka milionów dolarów. To wystarczy, aby wpędzić mniejsze teamy w tarapaty finansowe. W pierwszej kolejności czerwone lampki zapalą się w fabrykach Williamsa czy Haasa.

Przetrwać rok 2021

Według "Auto Motor und Sport", wyjściem z obecnej sytuacji może być podpisanie ledwie rocznego Porozumienia Concorde. Obowiązywałoby ono jedynie w sezonie 2021 i najprawdopodobniej miało kształt podobny do obecnego. Wydaje się to logicznym krokiem, skoro o rok przesunięto też w czasie rewolucję techniczną. Koronawirus sprawił, że nowe samochody zobaczymy w F1 najwcześniej w sezonie 2022.

W trudnych czasach Formuła 1 potrzebuje bowiem stabilności. Wydłużenie o rok obecnego ładu dałoby ekipom dodatkowy czas na rozmowy z właścicielem F1. Przygotowałyby się one też do ewentualnych cięć finansowych czy redukcji etatów.

- Podczas ostatniej wideokonferencji z FIA i Liberty Media uzgodniliśmy, że ponownie spotkamy się w połowie kwietnia. W zależności od rozwoju sytuacji spowodowanej koronawirusem, będziemy omawiać nowe pomysły - powiedział "Motorsport Magazin" Franz Tost, szef zespołu Alpha Tauri.

Na razie Formuła 1 robi wszystko, by zespoły przestały wydawać mnóstwo pieniędzy na udoskonalanie swoich konstrukcji. FIA już zakazała rozwoju szeregu części, a prace nad maszynami na sezon 2022 nie będą mogły ruszyć wcześniej niż 1 stycznia 2021 roku. Do tego bardzo prawdopodobne jest obniżenie limitu wydatków. Od kolejnego sezonu miał on wynosić 175 mln dolarów. FIA naciska na ekipy, by zgodziły się na znacznie niższy poziom.

Jednak nie wszystkim odpowiadają obecne regulacje. Ferrari i Red Bull Racing chcą bowiem rozwijać swoje skrzynie biegów z myślą o roku 2021. Według informacji "Auto Motor und Sport", oba zespoły odkryły słabe punkty w swoich produktach i chcą je ulepszyć. Ma to im pomóc w walce z Mercedesem. Niemcom zależy zaś na utrzymaniu statusu quo. Skoro od roku 2014 są niepokonani w F1, to na rękę jest im, aby obecne regulacje obowiązywały jak najdłużej.

Tymczasem z padoku F1 docierają kolejne ostrzeżenia o tym, że wskutek kryzysu stawka może się skurczyć. Najpierw mówił o tym Frederic Vasseur z Alfy Romeo, jako kolejny taką tezę wysunął Mario Theissen, który przed laty rządził BMW Sauber. Niemiec wie o czym mówi, bo sam musiał żegnać się z królową motorsportu w roku 2009 wskutek następstw globalnego kryzysu finansowego. Wtedy F1 opuściły też Honda, Toyota i Renault.

Czytaj także:
McLaren opracował specjalną maskę
Zła informacja dla Roberta Kubicy

Komentarze (0)