Jako że koronawirus wstrzymał sezon Formuły 1, kierowcy mają sporo wolnego czasu. To nie tylko okazja do trenowania w domu i spędzania czasu z rodziną, ale też śledzenia kolejnych informacji ze świata na temat COVID-19.
Nieporadnością w tych trudnych chwilach wykazała się służba zdrowia w Meksyku. W prowincji Jalisco ledwie w trzech miejscach funkcjonują licencjonowane laboratoria, które są w stanie wykonywać badania na obecność koronawirusa. Tymczasem szpital Puerto de Hierro w Zapopan zaczął badać chorych pod kątem COVID-19, choć nie posiada atestowanych testów.
Sprawa stała się głośna, po tym jak jeden z chorych trafił do szpitala w Zapopan. Personel przebadał go pod kątem koronawirusa i nie wykrył u niego groźnej choroby. Pacjent trafił do innej jednostki, gdzie jego stan się pogorszył. Przeprowadzono u niego kolejne testy i potwierdzono COVID-19. Na dodatek zaraził on innych.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
To rozwścieczyło Sergio Pereza. "Tak nie może być! Mam nadzieję, że szpital chociaż zwróci pieniądze tym, którzy mu zaufali... Mam nadzieję, że zdecydujecie się na jakąś ważną akcję społeczną, by zrekompensować tę porażkę" - napisał kierowca Racing Point na Twitterze.
"To jest moment, abyśmy się zjednoczyli i wspólnie walczyli" - dodał Perez.
Szpital odniósł się już do wpisu Pereza publikując specjalne oświadczenie. "Jesteśmy w stałym kontakcie z każdą osobą, która zdecydowała się u nas przebadać pod kątem koronawirusa. Zaoferujemy im różne rozwiązania. Priorytetem każdego z nas jest zadowolenie naszych klientów. Można się z nami skontaktować przez wiadomość prywatną lub osobiście" - napisała placówka Puerto de Hierro.
W Meksyku do tej pory potwierdzono prawie 1,9 tys. przypadków koronawirusa. Zmarło 79 osób.
Czytaj także:
Gęstnieje atmosfera wokół Formuły 1
DTM. Kubica ostrzeżony przez rywali