Jean Todt pojawił się na stanowisku prezydenta FIA w roku 2009. Rządy w światowej federacji objął po tym, jak w atmosferze skandalu ze swojej pracy musiał zrezygnować Max Mosley. Brytyjczyka do dymisji zmuszono wskutek seks-skandalu, jaki ujawniły tabloidy na Wyspach.
Po dwunastu latach FIA czeka zmiana władzy. Todt zapowiedział bowiem, że nie będzie dążyć do zmiany statutu federacji. Ten pozwala na pełnienie funkcji jedynie przez trzy 4-letnie kadencje.
- Pomimo tego, że uwielbiam to, co robię i mam w sobie mnóstwo pasji do motorsportu i energii, nawet jeśli zostanę o to poproszony, to nie zmienię statutu FIA - powiedział 74-latek w rozmowie z "Motorsport Total".
ZOBACZ WIDEO: Nasz dziennikarz na pierwszym froncie walki z koronawirusem. "To staje się rutyną"
Koniec rządów Todta w FIA przypadł na okres niezwykle gorący w motorsporcie. Koronawirus sprawił bowiem, że odwoływane są kolejne wyścigi Formuły 1 i innych serii. Części zespołów grozi bankructwo.
- Mamy powołany specjalny zespół kryzysowy w FIA. Rozmawiamy online co kilka dni. Dyskutujemy, w jaki sposób możemy pomóc światu. Nie tylko teraz, ale również później. Również w czasach po pokonaniu koronawirusa, bo jego skutki będziemy jeszcze długo odczuwać - podsumował Todt.
Francuz to jedna z legend motorsportu. Przed podjęciem pracy na stanowisku prezydenta FIA szefował zespołowi Ferrari w F1. To właśnie Todt przywrócił włoską ekipę na szczyt królowej motorsportu. Razem z nią cieszył się z pięciu tytułów mistrzowskich Michaela Schumachera oraz jednego Kimiego Raikkonena.
Czytaj także:
Zespoły DTM mierzą się z kryzysem
Stirling Moss miał zostać dentystą. Wspomnienie legendy F1