Formuła 1 po raz kolejny wróciła do pomysłu, by w wybrane soboty tradycyjne kwalifikacje zastąpić wyścigami kwalifikacyjnymi z odwróconą kolejnością. W nich najlepsi kierowcy dostawaliby miejsca na tyłach stawki i mieliby ledwie kilkanaście okrążeń na wypracowanie sobie dobrej pozycji startowej w niedzielnym wyścigu.
Aby pomysł trafił pod głosowanie Światowej Rady Sportów Motorowych FIA, wcześniej muszą go zaakceptować wszystkie zespoły F1 i tutaj rodzi się problem. Zgody na testowe wprowadzenie nowego pomysłu nie wyraża bowiem Mercedes.
Według informacji "Motorsportu", w ubiegły piątek dyskusja na temat wyścigów kwalifikacyjnych z odwróconą kolejnością powróciła podczas debaty szefów ekip F1 z FIA oraz Liberty Media. Po tym jak ustalono nowe przepisy finansowe w F1, zespoły oraz właściciel Formuły 1 chcą się zająć kwestiami, które mają poprawić jakość widowiska.
ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"
Stanowisko właściciela F1 jest takie, że wyścigi kwalifikacyjne z odwróconą kolejnością byłyby znacznie ciekawsze niż tradycyjne kwalifikacje. Kierowcy z czołówki jak Lewis Hamilton czy Max Verstappen mieliby w soboty tylko 30 minut, by przebić się na czoło stawki. Gdyby im się to nie udało, musieliby startować z gorszych pozycji. To oznaczałoby kolejne emocje w niedziele.
Mercedes ma sprzeciwiać się nowemu pomysłowi, bo najmocniej ucierpi wskutek braku tradycyjnych kwalifikacji - w ostatnich latach to Lewis Hamilton najczęściej zgarniał pole position, przez co później miał ułatwione zadanie w wyścigach. Dodatkowo Niemcy sprzeciwiają się wszelkim sztucznym rozwiązaniom, które na siłę uatrakcyjniałyby F1.
Czytaj także:
Najważniejszy sezon w karierze Bottasa
Brytyjczycy boją się o Williamsa