Ferrari zdradziło już wcześniej, że przy okazji wyścigów Formuły 1 nie tylko zamierza żyć w "bańce", jak wymaga tego sama królowa motorsportu, ale podzieliło też swoją załogę na jeszcze mniejsze "bańki". Stworzono m.in. dwie osobne załogi, które będą się zajmować pojazdami Charlesa Leclerca i Sebastiana Vettela. Nie będą one miały kontaktu ze sobą.
- Jeśli ktoś będzie miał objawy koronawirusa, to od razu na torze zostanie poddany testowi na COVID-19. Mamy specjalny system, by odizolować określoną liczbę osób. W zależności od tego, o jak dużej grupie pracowników będzie mowa, zadecydujemy czy się ścigać, czy też nie - powiedział w Sky Italia Laurent Mekies, dyrektor sportowy Ferrari.
- Decyzję podejmiemy bazując m.in. na możliwości dalszego funkcjonowania, z zachowaniem maksymalnego poziomu bezpieczeństwa. Być może konieczne będzie ściągnięcie posiłków z Maranello. Jeśli nie będzie to możliwe, to nie będziemy w stanie rywalizować w wyścigu - dodał Mekies.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pokazali, jak na nartach skakać do wody
"La Stampa" poinformowała z kolei, że Ferrari zamierza dmuchać na zimne również w przypadku kierowców. Vettel i Leclerc mają być świadomi tego, że jeśli tylko będą mieć jakiekolwiek objawy koronawirusa, nie wystartują w wyścigu. Zastąpi ich wtedy Antonio Giovinazzi.
Giovinazzi na co dzień jest kierowcą Alfy Romeo, więc jeśli będzie musiał wsiąść do czerwonego samochodu, to szansę dostanie Robert Kubica. Polak jest rezerwowym w Alfie Romeo.
Formuła 1 wróci do rywalizacji 5 lipca - tego dnia odbędzie się pierwszy wyścig sezonu 2020. Treningi na torze w Austrii ruszą jednak już 3 lipca (piątek). - Wszyscy się denerwują przed pierwszym wyścigiem. To normalne. Nikt nie chce podejmować niepotrzebnego ryzyka - skomentował Helmut Marko, który jako doradca Red Bulla ds. motorsportu jest odpowiedzialny za przygotowanie wyścigu na torze w Spielbergu w dobie koronawirusa.
Czytaj także:
Rosną szanse Roberta Kubicy w Alfie Romeo
Alex Zanardi przeszedł kolejną operację