F1. Jarosław Wierczuk: Kiedyś Vettel, teraz Gasly. Monza potrafi zaskakiwać [KOMENTARZ]

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Pierre Gasly
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Pierre Gasly

Niegdyś Sebastian Vettel odniósł zaskakujące zwycięstwo w GP Włoch, jadąc bolidem Toro Rosso. Teraz po sensacyjną wygraną w mocno chaotycznym wyścigu F1 sięgnął Pierre Gasly. Tylko Monza pozostała niezmienna.

Przyglądanie się sobotnim kwalifikacjom do GP Włoch na Monzie sprawiało, że po raz kolejny miałem uczucie odkrywania Formuły 1 na nowo. Tego się po prostu nie spodziewałem. Nie sądziłem, że teamy uważające się za szczyt technologicznego i kadrowego poziomu mogą popełniać tak elementarne błędy. Tym bardziej, że bardzo podobne sytuacje na torze w Parco di Monza zdarzały się już nieraz.

Mam oczywiście na myśli strategię względem holowania, czyli jazdy w tunelu aerodynamicznym za innym bolidem. Monza, jako bodaj najbardziej ekstremalny szybkościowo obiekt w kalendarzu (notabene Lewis Hamilton w Q3 ustanowił najszybsze prędkościowo okrążenie w całej historii F1, o średniej prędkości przekraczającej 264 km/h) daje możliwość potencjalnie dużych zysków jadąc na prostych za innym samochodem.

Mówimy jednak o idealnych warunkach i bardzo porównywalnych osiągach obu bolidów. W praktyce bywa różnie i to po raz kolejny pokazały aktualne kwalifikacje we Włoszech. Chaos w Q1 mógłby być nawet ciekawy gdyby np. takie pojedynki jak pomiędzy Kimim Raikkonenem a Estebanem Oconem miały miejsce w wyścigu. W ramach kwalifikacji jest to farsa.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała

Niezrozumiałe jest dla mnie, że tak wielu strategów, szefów ekip jak i samych kierowców zdecydowało się na grupowy wyjazd zamiast świadomie zrezygnować z iluzorycznej korzyści jazdy w grupie stawiając na pewność czystego okrążenia. Sami kierowcy tego nie rozumieli. Niestety po fakcie, a niektóre wypowiedzi do złudzenia przypominały te sprzed roku.

Bardzo symptomatyczne było dla mnie zachowanie Mercedesa, który na początku weekendu wręcz reklamował zbawienny wpływ holowania na czas okrążenia, sugerując łatwe do zgarnięcia 0,7 sekundy, a jak przyszło co do czego Mercedes okazał się jedynym zespołem w stawce jadącym całkowicie "samotnie", co biorąc pod uwagę poziom szybkościowy Mercedesa było logiczną decyzją. Oj, widzę tutaj rękę Toto Wolffa.

W każdym razie dominacji sobotniej Mercedesa i zajęciu przez team, jak tak wiele razy w ostatnich miesiącach i latach całej pierwszej linii, nie przeszkodziła zmiana regulacji silnikowych z zakazem tzw. trybu kwalifikacyjnego, czyli konfiguracji kwalifikacyjnej, nastawionej na maksymalne osiągi. Lewis Hamilton twierdził, że pozbawia się go w ten sposób przewagi, bo radził sobie z tymi ustawieniami wyjątkowo dobrze. No cóż, sobotnie wyniki tego nie potwierdzały. Przewaga Mercedesa wyglądała tak jakby do żadnej zmiany przepisów nie doszło, choć oczywiście zmiana oznacza, że zarówno w kwalifikacjach, jak i w wyścigu silnik musi pracować w ramach jednego programu.

Do tej pory poszczególnych wersji oprogramowania, którymi kierowca mógł "żonglować" mogło być nawet dziewięć, a więc nie będzie już, poza DRS "wspomagania" wyprzedzania.

Kwalifikacje były niełatwe chociażby dla Maxa Verstappena, który walczy o drugą pozycję w mistrzostwach. O ile trudniejsze ma zadanie w porównaniu z Valtterim Bottasem. Max po raz pierwszy od długiego już czasu startował z tak dalekiej pozycji, bo dopiero z trzeciego rzędu, a pamiętajmy, że właśnie Verstappen-Bottas to bodaj najbardziej ciekawa rywalizacja w sensie punktowym w skali sezonu. Wydawało się zatem, że Holender już na starcie jest na przegranej pozycji w stosunku do startującego z pierwszej linii Bottasa, a jednak scenariusz wyścigowy czasem zaskakuje.

Bottas po bardzo słabym starcie i pierwszym okrążeniu narzekał na prawdopodobny defekt opony. Jednak jego przypuszczenia się nie potwierdziły. Fin jechał dalej bez wizyty w boksach, a jego poczynania na starcie dla mnie osobiście wyglądały na dość typowe dla 31-latka problemy z optymalnym startem. Po komentarzach radiowych czuć było zwiększającą się frustrację fińskiego kierowcy. Będąc atakowanym przez Verstappena stwierdził z kolei, że nie jest w stanie ścigać się na takim ustawieniu silnika. Tak jak pisałem - dalszy ciąg szukania winnego.

Bottas, przy słabszej formie Red Bull Racing we Włoszech miał wszelkie warunki do tego, aby wyeliminować stratę punktową dzielącą go od Verstappena. Już po starcie było jasne, że raczej z tej szansy nie skorzysta i tylko kolejny w aktualnym sezonie nieukończony wyścig Verstappena zmienił te przewidywania na korzyść Bottasa.

Jednak GP Włoch kryło w sobie jeszcze więcej niespodzianek. Miedzy innymi dwie, następujące po sobie neutralizacje. Przy pierwszej dużo pecha miał Hamilton zjeżdżając na pit-stop wydawało się tuż przed zamknięciem alei serwisowej, a jednak okazało się, że zjazd był już wtedy zabroniony. Po kolejnej neutralizacji, powiązanej z czerwoną flagą, a więc przerwaniem wyścigu przetasowania w stawce oznaczały niemały chaos.

Dyrektor wyścigowy Michael Masi zdecydował się na stojący restart. Jako opcja możliwy był start za samochodem bezpieczeństwa. Wiadome było, że stosując się do kary Hamilton straci około pół minuty, a więc po całym etapie chaosu jasne było, że niespodziewanie największe szanse na zwycięstwo ma Lance Stroll. Kanadyjczyk jednak popełnił sporo błędów po restarcie i… mieliśmy w efekcie sensacyjne zwycięstwo Pierre'a Gasly'ego, mocno atakowanego przez Carlosa Sainza. Absolutnie zasłużone, jak pokazało ostatnie dziesięć okrążeń.

Widzieliśmy też piękną walkę do ostatnich metrów, jakiej w F1 często brakuje. Doping Sainza i Gasly'ego ze strony zespołów, presja jaką obaj kierowcy musieli odczuwać to niespodziewane, ale nie mniej wartościowe zakończenie GP Włoch. Sensacja biorąc pod uwagę, że Alpha Tauri to w dużej mierze włoski zespół. No i nie mniej sensacyjne całe podium - żadnego Mercedesa, Ferrari czy Red Bulla. Czasem potrzebna jest świeżość.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Hamilton nieobecny na proteście. Poszedł do toalety
Ferrari zmieni malowanie bolidów

Źródło artykułu: