F1. Kolejna rewolucja na horyzoncie. Tego jeszcze nie było

Formuła 1 robi wszystko, aby maksymalnie wydłużyć kolejne sezony. Kalendarz nie jest jednak z gumy. Dlatego Chase Carey zapowiedział, że kwestią czasu jest wprowadzenie rotacyjnego terminarza. Niektóre tory przestaną gościć F1 co sezon.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Chase Carey (po prawej) w rozmowie z Christianem Hornerem Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Chase Carey (po prawej) w rozmowie z Christianem Hornerem
Sezon 2021 w Formule 1 ma być rekordowo długi - składać się będzie z 23 wyścigów. Na tym jednak nie koniec, bo docelowo szefowie Liberty Media chcieliby kampanii składającej się z 24-25 rund. To efekt tego, że wiele nowych państw chce nawiązać współpracę z F1 i oferuje bajońskie sumy za możliwość zorganizowania Grand Prix.

Coraz dłuższy kalendarz nie podoba się zespołom, bo dla szeregowych mechaników i inżynierów, którzy nie zarabiają kokosów w F1, oznacza to wiele tygodni rozłąki z rodzinami. Już teraz pojawiają się głosy, że w przyszłym sezonie ekipy będą musiały zatrudnić dodatkowy personel i rotować pracownikami.

Zdaje się jednak, że Formuła 1 bagatelizuje ten problem. - Cieszymy się, że pojawiła się ogólna ekscytacja związana z kalendarzem na sezon 2021. Wiele miejsc, w których byliśmy i ścigaliśmy się w tym roku, wyraża duże zainteresowanie goszczeniem F1 w przyszłości. Do tego są kolejne kraje pragnące dołączyć do mistrzostw. Dlatego spodziewamy się, że w perspektywie kilku lat wprowadzimy rotacyjny kalendarz z 24 rundami - zdradził Chase Carey podczas wirtualnego spotkania z inwestorami.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa szykuje formę na święta

- Rotacyjny kalendarz pozwoli nam pomieścić różne wyścigi i otworzyć się na nowych partnerów. Liczba rotacyjnych Grand Prix będzie jednak ograniczona, bo równocześnie zależy nam na długoterminowym partnerstwie z niektórymi podmiotami - dodał szef F1, którego cytuje "Motorsport".

Dla F1 może to być szansa na wyciągnięcie kolejnych pieniędzy od regionów, które goszczą królową motorsportu oraz szefów toru. Możliwość zapewnienia sobie stałej obecności w kalendarzu, będzie najpewniej wiązać się z wyższą opłatą licencyjną.

Równocześnie Carey jest optymistą w kwestii roku 2021, mimo ciągle trwającej pandemii koronawirusa. - Nie tylko utrzymaliśmy, ale też wzmocniliśmy relacje z naszymi promotorami. Odnowiliśmy umowy na kolejne Grand Prix na lepszych warunkach. Do tego planujemy wyścigi w sezonie 2021 z kibicami, które zapewnią nam powrót do normalności. Zakładamy, że obecnie podpisane umowy będą honorowane - wyjaśnił.

Formuła 1 planuje też przywrócić szereg imprez dla VIP-ów, jakie odbywają się przy okazji wyścigów, co gwarantuje jej niemałe pieniądze. - Myślimy nad przywróceniem Paddock Clubu. Udowodniliśmy, że możemy bezpiecznie podróżować i organizować wyścigi. Nasi promotorzy to dostrzegają i czują potrzebę pójścia naprzód, odpowiedniego zarządzania sytuacją związaną z COVID-19. Wielu promotorów chce wykorzystać wyścig F1 jako platformę do pokazania światu, że region idzie do przodu mimo koronawirusa - posumował Carey.

Chase Carey będzie rządzić F1 do końca 2020 roku. 1 stycznia stanowisko szefa królowej motorsportu obejmie Stefano Domenicali i to on będzie odpowiedzialny za dalszy rozwój dyscypliny, którą czekają spore zmiany. Od kolejnej kampanii w F1 obowiązywać będzie limit wydatków dla zespołów (145 mln dolarów), co ma wyrównać szanse zespołów. Do tego wprowadzony zostanie bardziej sprawiedliwy podział nagród finansowych, a w sezonie 2022 na polach startowych pojawią się zupełnie nowe bolidy.

Czytaj także:
George Russell broni się przed zarzutami
Syn Kimiego Raikkonena w F1?

Czy Formuła 1 zmierza we właściwym kierunku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×