F1. Wstrząsające słowa Romaina Grosjeana. Widział nadchodzącą śmierć, opuścił bolid dzięki miłości do dzieci

Twitter / Formula 1 / Na zdjęciu: Romain Grosjean uciekający z płonącego bolidu
Twitter / Formula 1 / Na zdjęciu: Romain Grosjean uciekający z płonącego bolidu

Romain Grosjean udzielił pierwszego wywiadu od momentu fatalnego wypadku w GP Bahrajnu. - Nie wiem, czy cuda istnieją, czy można użyć tego słowa w tej sytuacji. Najwidoczniej to nie był mój czas, abym umarł - powiedział kierowca Haasa.

W tym artykule dowiesz się o:

Romain Grosjean rozbił się w niedzielnym GP Bahrajnu. Francuz uderzył w bariery ochronne z prędkością przekraczającą ponad 200 km/h, a czujniki odnotowały, że uderzenie w bandę wywołało przeciążenie o mocy ponad 50G. Bolid Haasa po trafieniu w bariery rozpadł się na kawałki i eksplodował.

Grosjean spędził w płonącym bolidzie łącznie 28 sekund. Mimo to, udało mu się uniknąć poważniejszych obrażeń. Nie ma żadnych złamań. Lekarze stwierdzili u niego tylko oparzenia dłoni.

Miłość do dzieci uratowała Grosjeana

- Nie wiem, czy cuda istnieją, czy można użyć tego słowa w tej sytuacji. Najwidoczniej to nie był mój czas, by umierać. Wydawało mi się, że pobyt w płonącym bolidzie trwał dłużej niż 28 sekund - powiedział 34-latek w pierwszym wywiadzie po wypadku, jakiego udzielił stacji TF1.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bójka podczas meczu piłki ręcznej. Kobiet!

- Widziałem jak mój wizjer w kasku zmienia kolor na pomarańczowy. Widziałem płomienie po lewej stronie bolidu. Myślałem o wielu rzeczach. Choćby o Nikim Laudzie. Stwierdziłem, że nie mogę skończyć w ten sposób, nie teraz. Nie chciałem, by tak skończyła się moja historia w F1 - dodał Grosjean, który po sezonie 2020 opuści Haasa i F1.

Jak wyjaśnił Francuz, miłość do dzieci dała mu motywację, by w trybie ekspresowym szukać wyjścia z kokpitu płonącego bolidu. - Pomyślałem o moich dzieciach i stwierdziłem, że to dla nich muszę się wydostać. Włożyłem ręce do ognia i wyraźnie poczułem jak pali się podwozie. Wyszedłem z kokpitu, a potem poczułem, że ktoś ciągnie mnie za kombinezon. Wtedy wiedziałem, że mi się udało - przyznał kierowca Haasa.

34-latek w rozmowie z TF1 zdradził, że jego 5-letni syn Simon wierzy w to, że ma "magiczne moce" i posiada "magiczną tarczę miłości", która go chroni.

- Takie słowa od dzieci są mocne. Mój najstarszy syn, Sacha, ma siedem lat i podchodzi do tego bardziej racjonalnie. Próbuje zrozumieć, co się wydarzyło. Z kolei najmłodszy narysował obrazek "dla ran na rękach tatusia" - powiedział Grosjean.

Romain Grosjean widział nadchodzącą śmierć

Grosjean dodał też, że rozmowa na temat wypadku jest dla niego bardzo ważna, bo w niedzielę był przekonany, że zginie w płomieniach. - Bardziej bałem się o rodzinę i przyjaciół, o moje dzieci. Oni są dla mnie największym powodem do dumy. Czeka mnie trochę pracy z psychologiem, bo muszę przyznać, że widziałem nadejście mojej śmierci - stwierdził kierowca Haasa.

- Nawet w Hollywood nie są w stanie zrobić takich ujęć. To największa katastrofa, jaką widziałem w życiu. Bolid się zapalił, eksplodował, do tego wybuchła bateria. To wszystko dało efektowną eksplozję - dodał.

Grosjean opuści najbliższy wyścig F1 o GP Sakhir (6 grudnia). Francuz chce jednak wystartować w ostatniej rundzie sezonu 2020 - GP Abu Zabi (13 grudnia). Będzie to dla niego okazja do pożegnania się z Haasem i królową motorsportu.

- Teraz czuję się szczęśliwy, że żyję. Pewne rzeczy oceniam teraz inaczej niż przed wypadkiem. Czuję jednak potrzebę powrotu do bolidu. Jeśli to możliwe, to chciałbym wrócić w GP Abu Zabi, aby zakończyć moją historię z F1 w inny sposób. Ten wypadek był dla mnie niczym drugie narodziny. Wyjście z płomieni w niedzielę naznaczy moje życie na zawsze - podsumował Grosjean.

Czytaj także:
Żona Romaina Grosjeana zabrała głos po jego wypadku
Kierowcy F1 zapomnieli, że można zginąć

Źródło artykułu: