Red Bull Racing ma problem, bo w połowie 2020 roku Honda ogłosiła odejście z Formuły 1. Nadchodzący sezon będzie ostatnim, w którym Japończycy będą produkować silniki dla "czerwonych byków" i siostrzanej ekipy Alpha Tauri.
Szefowie Red Bulla wpadli jednak na pomysł, by kupić prawa do jednostek napędowych Hondy i montować je we własnym zakresie. Jednak szefostwo ekipy z Milton Keynes uważa, że będzie to możliwe jedynie w przypadku zamrożenia rozwoju silników. Red Bull nie ma bowiem budżetu, by rozwijać maszyny i wprowadzać do nich modyfikacje.
Helmut Marko grozi, że jeśli F1 nie zamrozi rozwoju silników, to obie ekipy należące do Red Bulla mogą opuścić stawkę. - Red Bull będzie musiał wtedy przemyśleć swoją sytuację. To nie jest szantaż. Biorąc pod uwagę zdrowy rozsądek i koszty, zamrożenie silników to jedyna droga naprzód - powiedział doradca Red Bulla w "Auto Motor und Sport".
ZOBACZ WIDEO: To dlatego Jerzy Brzęczek został zwolniony. "Według Bońka tego typu sytuacja była nie do przyjęcia"
Austriak zapewnił, że Red Bull nie ma "planu B" na wypadek braku zgody F1. Oznacza to, że firma z Milton Keynes nie bierze pod uwagę przesiadki na silniki Renault począwszy od roku 2022.
- Na razie wszystko uzgodniliśmy z Hondą ws. korzystania z ich silników. Wszyscy są w blokach startowych, ale nic nie zostanie zatwierdzone, dopóki nie dostaniemy z FIA pisemnego potwierdzenia, że zamrożono rozwój silników. Czekamy na decyzję federacji, powinna nadejść w przyszłym tygodniu - wyjaśnił 77-latek.
Marko nie rozumie, dlaczego część środowiska krytykuje Red Bulla za chęć zamrożenia rozwoju silników, podczas gdy w F1 jest nacisk na cięcie kosztów. - Właśnie wprowadzono limit budżetowy. Rozmawiamy o ograniczeniu wysokości pensji kierowców. Tylko w przypadku silników wszystko ma nadal być otwarte - ocenił Austriak.
- Nowe silniki mają się pojawić w roku 2025, więc inwestowanie w obecny nie ma sensu - podsumował doradca Red Bulla.
Czytaj także:
Czas gra na korzyść Roberta Kubicy
Wielki powrót do Williamsa po latach