Ferrari przed sezonem 2021. Gorzej być nie może. Zespół chce się odbić od dna

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc (po lewej) i Carlos Sainz
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc (po lewej) i Carlos Sainz

Ferrari ma za sobą najgorszy sezon od 40 lat. W Maranello nikt nie wyobraża sobie, aby rok 2021 przyniósł równie słabe rezultaty, ale nie oznacza to powrotu do zwycięstw. Te najwcześniej mogą nadejść w sezonie 2022, a i to nie jest pewne.

Za Ferrari trudny okres. Już w lutym 2020 roku zespół zdał sobie sprawę, że nie tylko ma problemy z przekonstruowanym na szybko silnikiem, ale też postawił na błędną koncepcję aerodynamiczną. Następnie nadeszła pandemia koronawirusa, która wywołała dyskusję na temat zamrożenia rozwoju bolidów i przełożenia w czasie o jeden sezon rewolucji technicznej w Formule 1.

Ferrari znalazło się pod ścianą, ale z myślą o dobru i przyszłości F1 zgodziło się na takie rozwiązania. Równocześnie dla Włochów była to fatalna wiadomość, bo już wtedy oznaczała, że sezon 2021 wcale nie będzie dużo lepszy od poprzedniego.

Nowy sezon F1. Cel Ferrari - włączyć się do walki o podia

Zespół z Maranello ubiegły sezon zakończył na ledwie szóstej pozycji w klasyfikacji konstruktorów F1. To najsłabszy wynik od 40 lat. Niekonkurencyjny silnik powodował, że momentami kierowcy Ferrari nawet nie byli w stanie awansować do Q3, co dla stajni z jednym z najwyższych budżetów w stawce było kompromitacją.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak to możliwe?! Nie uwierzysz, co w pokojowym hotelu zrobiła Anita Włodarczyk

Sezon 2021 ma być dla Ferrari lepszy. Mattia Binotto po testach w Bahrajnie mówił wprost, że nie ma co liczyć na równorzędną walkę z Mercedesem czy Red Bull Racing, ale w Maranello po cichu liczą na walkę o podia w pojedynczych wyścigach F1.

Czy to realne? Konkurencja z F1 nie spała przez zimę i na ten moment większe szanse na czołową trójkę bez wątpienia ma McLaren, po tym jak zaczął korzystać z silników Mercedesa. Również Aston Martin wydaje się być w lepszej sytuacji niż Włosi.

Kierowcy - Charles Leclerc i Carlos Sainz

Już na początku 2020 roku szefowie Ferrari uznali, że dalszy związek z Sebastianem Vettelem nie ma większego sensu i Niemiec nawet nie otrzymał propozycji przedłużenia umowy. Jego następcą został Carlos Sainz. Hiszpan zrealizował życiowe marzenie, ale trafił do włoskiej stajni w trudnym dla niej momencie.

Transfer Sainza to szansa na "nowe otwarcie" w Ferrari, bo jak wiadomo, Vettel kilkukrotnie ściął się na torze z Charlesem Leclercem. To właśnie Monakijczyk powinien być liderem zespołu w kolejnych latach, po tym jak podpisał kontrakt aż do końca sezonu 2024.

Ferrari zapowiedziało jednak, że nie dokona podziału na kierowcę numer jeden i dwa. Czy tak będzie na pewno? To zweryfikuje tor. Hiszpanie wierzą jednak, że niedoceniany Sainz będzie w stanie postawić się Leclercowi. Póki co, Monakijczyk chwali sobie współpracę z nowym kolegą. - Jeszcze nigdy wcześniej nie przegadałem z zespołowym partnerem tyle czasu - mówił ostatnio Leclerc.

Prognoza na nowy sezon - 5. miejsce

Nadzieją dla Ferrari jest nowy silnik. Już zimowe testy w Bahrajnie pokazały, że Włosi poprawili swoje osiągi za sprawą wydajniejszej jednostki napędowej. Zwłaszcza że tor Sakhir jest obiektem typowo premiującym prędkość maksymalną i przyspieszenie.

Jeśli nie wydarzy się nic zaskakującego, Ferrari powinno być w stanie pokonać Alpine i być może Alpha Tauri. To pozwoliłoby Włochom na uplasowanie się w okolicach 5. miejsca w stawce F1. Tytuł mistrzowski? O tym w Maranello będą mogli myśleć najwcześniej w roku 2022, gdy zupełnie zmienią się bolidy.

Czytaj także:
Mick Schumacher dokonał błędnego wyboru
Kto chce, może klękać. Formuła 1 ustaliła zasady ws. rasizmu

Komentarze (0)