To jest to! W końcu wyścig jak thriller trzymający w napięciu do ostatnich... metrów. Oglądając GP Hiszpanii miałem wrażenie, że ten sezon właśnie na dobre się rozpoczął. Ba, raczej nie sezon, tylko dekada. W końcu! Po raz pierwszy od 2014 roku nie możemy mówić o całkowitej dominacji jednego teamu, która przez lata nie słabła. Całkowitej, ponieważ nominalnie ta dominacja niestety nadal jest faktem.
Tak, zwycięzcą zarówno sobotnich kwalifikacji, jak i niedzielnego wyścigu był Lewis Hamilton, ale Max Verstappen nie był bez szans, a różnice były niewielkie. Nie można pominąć informacji o historycznym, 100. pole position Hamiltona, czyli kolejnym z serii rekordów wszech czasów.
Jakie kwalifikacje, taki start. Dwóch pretendentów do tytułu mistrzowskiego wyszło z miejsc startowych niemal identycznie. Jednak to Verstappen objął prowadzenie po pierwszym zakręcie. Śmiem twierdzić, że ani Valtteri Bottas, ani choćby Nico Rosberg nie odważyliby się na tak zdecydowany manewr wyprzedzania. Było bardzo odważnie, dosłownie na milimetry. Powtórka slow-motion nie dawała jasnego komunikatu czy był kontakt czy nie, ale z głową. Hamilton po prostu musiał odpuścić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: amatorzy mieli skakać do wody. Brutalne zderzenie z rzeczywistością!
Sam start był jednym z dwóch, trzech kluczowych momentów wyścigu. Verstappen rozegrał pierwsze kilometry wyścigu idealnie, bardzo szybko "uciekając" Hamiltonowi ze strefy DRS. Z kolei Brytyjczyk był szybki i agresywny. Widać było przewagę po jego stronie w tempie wyścigowym i już chyba na tym pierwszym etapie wyścigu różne założenia strategiczne obu teamów wychodziły na światło dzienne.
Szansą dla Hamiltona był moment neutralizacji po defekcie Yukiego Tsunody. Verstappen jednak idealnie rozegrał restart ponownie pozbawiając Hamiltona możliwości użycia DRS. Jednak kierowca Mercedesa mocno walczył i przez wiele okrążeń różnica oscylowała wokół decydującej 1 s. Tendencja była widoczna jak na dłoni. Hamilton dysponował wyższym tempem wyścigowym, ale nawet przy okazjonalnym użyciu DRS nie był w stanie zaatakować. Po prostu spadek przyczepności jadąc za bolidem Verstappena przewyższał korzyści płynące z DRS. To jest wniosek, który moim zdaniem naprawdę powinni sobie wziąć do serca stratedzy Red Bulla.
Zarówno przed pojawieniem się samochodu bezpieczeństwa, jak i w kolejnej fazie, zakładając bezbłędną jazdę Verstappena, Hamilton nie był w stanie zagrozić Holendrowi i śmiem twierdzić, że tak byłoby do końca wyścigu.
Na etapie pierwszych pit-stopów Hamilton kolejny raz pokazał swój genialny kunszt jako naturalnego stratega. Tuż przed zjazdem do boksów Verstappena bardzo zbliżył się do rywala licząc, że po zmianie opon wyjdzie na prowadzenie. To się nie udało, pomimo długiego pit-stopu Holendra. Równocześnie był to pierwszy błąd Red Bulla w tym wyścigu. Powodem była zdecydowanie większa w tym sezonie różnica w przyczepności pomiędzy nowymi a starymi oponami. Przez te cztery okrążenia dzielące zjazd Verstappena i Hamiltona, kierowca Red Bulla był w stanie wyraźnie rozbudować swoją przewagę.
Sytuacja naturalnie się szybko odwróciła, kiedy to Hamilton dysponował nowym ogumieniem. Momentami był ok. 1,5 s. na okrążenie szybszy od Verstappena, a i tak nie był w stanie przeprowadzić ataku. Mieliśmy zatem kolejną fazę, w jednym tylko wyścigu, która potwierdzała regułę, że przy porównywalnym wieku opon, nawet z nadwyżką tempa, Hamilton nie jest w stanie wyprzedzić Verstappena.
Wtedy pojawił się kolejny kluczowy moment GP Hiszpanii. Okrążenie 43. i ponowny zjazd Hamiltona na wymianę opon. Jego strata po wyjeździe oznaczała, że Verstappen miał jeszcze kilka okrążeń na rozważenie podobnej strategii. Nawet 3-4 okrążenia po pit-stopie Hamiltona kierowca Red Bulla miał szasnę zostać na prowadzeniu po wymianie opon. Później już nie, zatem od tego momentu było jasne, że "czerwone byki", odmiennie od strategii Mercedesa, zdecydowały się na pojedynczy postój. I to był, w moim przekonaniu drugi błąd Red Bulla w GP Hiszpanii. Hamilton oczywiście nadrabiał straty w rekordowym tempie, a kiedy już dogonił Verstappena, różnica w przyczepności i tempie była na tyle duża, że o żadnej obronie nie mogło być mowy.
Szkoda fenomenalnej jazdy od startu do mety Verstappena, który nie poddał się na żadnym etapie bezpośredniej presji ze strony Hamiltona. Nie popełnił jednego, choćby minimalnego błędu, a atakował z pełną determinacją tam, gdzie było to konieczne. Hamilton z Mercedesem potwierdzili po raz kolejny, że tworzą duet idealny. W walce z nimi, a w szczególności w całosezonowej kampanii nie ma miejsca na błędy. Tym bardziej takie błędy.
Mówiąc całkiem szczerze nie rozumiem decyzji Red Bulla. Ktoś kto ją podejmował wyglądał na dyletanta stąpającego po omacku, a nie profesjonalistę czołowego teamu F1. Po pierwsze, już po inauguracyjnym wyścigu aktualnego sezonu było jasne, że charakterystyka opon mocno się zmieniła i to wbrew deklaracjom Pirelli. Przede wszystkim chodzi o wspomnianą różnicę między oponami nowymi a zużytymi. Te widełki przyczepności są bez porównania większe niż w zeszłym sezonie. Mercedes perfekcyjnie zdaje sobie z tego sprawę. Było zatem jasne, że jeśli Hamilton będzie w stanie dogonić Verstappena, obrona pozycji nie będzie realna.
Przewidywania, jak szybko Hamilton zrówna się ze swoim rywalem po drugim pit-stopie, podawała nawet telewizja. Red Bull nie był jednak zdolny do podobnej analizy. Po drugie, 3/4 wyścigu było dowodem na to o czym pisałem wcześniej, a mianowicie, że należy się trzymać porównywalnego do Mercedesa wieku opon. Powtórzenie skutecznej taktyki z pierwszych faz wyścigu było jedynym sposobem dla Red Bulla na wygranie GP Hiszpanii. Zrozumiałbym wątpliwości Red Bulla, jeśli po drugim pit-stopie Hamiltona przewaga Verstappena nie byłaby wystarczająca, aby zapewnić powrót na pozycję lidera po zmianie opon. Sęk w tym, że jednak była wystarczająca.
Red Bull najzwyczajniej zignorował ten moment, trzymając się sztywno własnej strategii w zupełnym oderwaniu od realnej sytuacji wyścigowej. Jednym słowem duże rozczarowanie. W ten sposób Verstappen mistrzem niestety nie zostanie, a nie zapominajmy, że strategia to nie jedyny aspekt, z którym w skali sezonu Red Bull może mieć poważny problem.
Jarosław Wierczuk
Czytaj także:
Hazard Lewisa Hamiltona w GP Hiszpanii
Max Verstappen był jak "siedząca kaczka"