Do incydentu z udziałem Valtteriego Bottasa doszło w drugim treningu Formuły 1 przed GP Styrii. Kierowca Mercedesa ruszał ze stanowiska po wymianie opon, po czym stracił panowanie nad bolidem. 31-latek wykręcił efektownego "bączka" i niemal wpadł w mechaników McLarena, którzy na szczęście pomogli mu obrócić samochód i tym samym Bottas mógł opuścić aleję serwisową.
McLaren złożył jednak zawiadomienie do FIA i poskarżył się na zachowanie Bottasa, uznając incydent za "niebezpieczny" i "absurdalny". W efekcie sędziowie postanowili nałożyć na fińskiego kierowcę karę cofnięcia o trzy pozycje na starcie do GP Styrii (szczegóły TUTAJ).
Bottas w rozmowie ze Sky Sports przyznał, że nie jest zadowolony z decyzji stewardów. - Moim zdaniem, to dość surowa kara. Nie sądziłem, że za taki incydent można zostać ukaranym. Jednak są inne zespoły, które widzą swoją szansę i składają skargi, że jest to niebezpieczne, itd. Dlatego zostaliśmy ukarani - powiedział fiński kierowca.
ZOBACZ WIDEO: Który z piłkarzy zawiódł na EURO? "Krychowiak na Wembley zagrał koncertowo. Mecz ze Słowacją wywarł piętno na jego psychice"
- Jest jak jest. Wszyscy próbują cię ograć w tym sporcie. Z pewnością to była niebezpieczna sytuacja, bo w pit-lane jest wiele osób - dodał Bottas.
Fiński kierowca zdradził, że problem w alei serwisowej wyniknął z tego, że Mercedes sprawdza nowe rozwiązania, które mają pozwolić na szybsze opuszczanie stanowisk po zakończeniu pit-stopu. Z tego powodu Bottas ruszył z drugiego biegu, aby zmniejszyć zjawisko uślizgu kół.
- Próbowaliśmy czegoś nowego. Czasem na wyższym biegu masz niższe obroty i możesz złapać uślizg, ale jesteś w stanie go kontrolować. W tym przypadku zachowanie bolidu mnie jednak zaskoczyło. Być może linia w alei serwisowej była wilgotna po lekkiej mżawce - wyjaśnił Bottas.
Kara to spory cios dla Bottasa. Fin w kwalifikacjach do GP Styrii zajął drugie miejsce i był szybszy od Lewisa Hamiltona. Jednak wskutek decyzji sędziów ustawi się dopiero na piątym polu startowym.
Czytaj także:
Max Verstappen ma dość teorii spiskowych
Gorąco między Red Bullem a Lewisem Hamiltonem