Dlaczego przyznano punkty kierowcom F1? Szok w padoku

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1 o GP Belgii
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1 o GP Belgii

GP Belgii miało zaskakujący finał. Kierowcy F1 pokonali ledwie trzy okrążenia za samochodem bezpieczeństwa, po czym otrzymali połowę punktów. - Przecież w ogóle się nie ścigaliśmy - mówi oburzony Fernando Alonso.

Tegoroczne GP Belgii przeszło do historii Formuły 1. Jest to bowiem najkrótszy wyścig w dziejach tego sportu, po tym jak kierowcy pokonali niespełna trzy okrążenia za samochodem bezpieczeństwa. Do tej pory niechlubnym rekordzistą było GP Australii z roku 1991, kiedy to w równie trudnych warunkach udało się przejechać dystans czternastu okrążeń.

O ile sama decyzja o przerwaniu rywalizacji w GP Belgii nie budzi większych sprzeciwów, bo sami kierowcy podkreślali, że podczas jazdy nic nie widzą, o tyle wielu z nich nie rozumie, dlaczego Formuła 1 przyznała połowę punktów czołowej dziesiątce.

- Zgadzam się, co do warunków i przerwania wyścigu, ale nie rozumiem, jak można przyznawać punkty w takiej sytuacji, bo przejechaliśmy ponad dwa okrążenia i tak naprawdę się nie ścigaliśmy - powiedział Fernando Alonso, którego cytuje motorsport.com.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska mistrzyni i 110 kg ciężaru. Jest moc!

- Nie mieliśmy szans na zdobycie punktów. Byłem na jedenastym miejscu i nie miałem żadnego okrążenia z zielonym światłem. Nie mogłem zatem zaatakować i choćby spróbować zdobyć punkt. To jest szokujące dla mnie, ale taka jest decyzja. Jak można przyznawać punkty, skoro nie było wyścigu? - dodał kierowca Alpine.

Podobnie sytuację ocenia wielu innych kierowców. Lewis Hamilton na Instagramie określił tegoroczne GP Belgii mianem "farsy". "Nie możesz poradzić na pogodę, ale mamy profesjonalny sprzęt wokół, dzięki któremu wiesz, co dzieje się wokół. Było jasne, że pogoda nie pozwoli nam na ściganie. Wysłano nas na tor tylko z jednego powodu" - napisał aktualny mistrz świata F1.

"Dwa okrążenia za samochodem bezpieczeństwa, w trakcie których nie ma możliwość zyskania lub utraty pozycji, czy też zapewnienia rozrywki fanom, to nie są wyścigi" - dodał Hamilton.

- Przyznanie punktów? To chyba jakiś żart. Jeśli chcemy wynagradzać kierowców za kwalifikacje, to wprowadźmy taki zapis. Bo co otrzymaliśmy w niedzielę? Sam nie wiem. Myślałem, że trzeba przejechać chociaż 25 proc. dystansu wyścigu, aby rozdano punkty - skomentował z kolei Sebastian Vettel, kierowca Aston Martina.

Co ciekawe, wszystko odbyło się zgodnie z regulaminem F1. Ten mówi, że pokonanie dwóch okrążeń jest wystarczające, aby uznać wyścig za odbyty. Kierowcy w tej sytuacji otrzymują połowę punktów.

Czytaj także:
Alfa Romeo krytykuje Formułę 1
"Pieniądze przemówiły". Lewis Hamilton atakuje F1

Komentarze (0)