Pech jednego, jest szczęściem drugiego. Może to brutalne, ale nie ukrywajmy, że w wielu polskich domach zapanowała euforia w momencie, gdy wyszło na jaw, że Kimi Raikkonen jest zakażony koronawirusem. Tym samym Robert Kubica dostał szansę kolejnego występu w Formule 1, czego sam nie zakładał. Dość powiedzieć, że Kubica miał opuścić Zandvoort w niedzielny poranek, jeszcze przed startem GP Holandii.
- Muszę być zawsze gotowy. Taka moja rola, ale nikomu źle nie życzę - mówił Kubica kilkukrotnie od początku sezonu 2020, kiedy to objął funkcję rezerwowego w Alfie Romeo.
Ta chwila nadeszła. Raikkonenowi każdy z Polaków bez wątpienia życzy zdrowia. Dobre wieści są takie, że Fin przechodzi chorobę bezobjawowo. Jednak Kubica ma swoją szansę. W najlepszym możliwym momencie. Do startu w GP Holandii ruszy ledwie kilkanaście dni po dramacie, jaki rozegrał się w 24h Le Mans, gdzie Polak stracił zwycięstwo na ostatnim okrążeniu. Tam też pech jednego był szczęściem drugiego - z triumfu finalnie cieszyła się siostrzana ekipa WRT.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kabaret! Najbardziej absurdalna prezentacja koszulek w historii futbolu
Tyle razy wielu kibiców i dziennikarzy powtarzało, że Kubica ma pecha. Jeśli faktycznie tak jest, to w Zandvoort los postanowił mu odpłacić. Nie możemy bowiem zapominać, że Alfa Romeo ma dwóch rezerwowych. Trzymając się tej argumentacji, COVID-19 u Raikkonena mógł się przytrafić w momencie, gdy obowiązki trzeciego kierowcy w zespole pełniłby Callum Ilott. Tymczasem młody Brytyjczyk jest właśnie w USA, gdzie szykuje się do gościnnego występu w IndyCar. Być może to jego przyszłość, bo Ilott wypadł z transferowych układanek w F1 pod kątem sezonu 2022.
Kubica w transferowych spekulacjach też plasuje się nisko. Są tacy, którzy twierdzą, że z nich wypadł. Być może nie będzie nawet rezerwowym w Alfie Romeo w przyszłym roku, co mogłoby dla niego oznaczać definitywne pożegnanie z F1. Czy tak będzie? Tego najpewniej dowiemy się na dniach, bo nieoficjalnie wiadomo, że Alfa Romeo planowała ogłosić wiadomości transferowe przy okazji GP Włoch (10-12 września). A może w następstwie wydarzeń z GP Holandii sytuacja się zmieni? F1 nie takie rzeczy widziała.
W niedzielę Kubica może udowodnić, że nie jest kierowcą, który w 2019 roku regularnie zamykał stawkę w barwach Williamsa, gdy dysponował niekonkurencyjnym bolidem. Że bliżej mu do kierowcy, który na początku sezonu 2020 w zimowych testach F1 potrafił w odpowiednim samochodzie "wykręcić" najlepszy wynik dnia.
Kierowca z Krakowa przeszedł swoje w życiu i cieszy, że będzie miał szansę na dodatkowy start w F1. Być może nawet dwa, jeśli Raikkonen nie wyzdrowieje przed GP Włoch. Czy to będzie The Last Dance, czy bardziej moment na odwrócenie sytuacji na transferowym rynku? Tego nie wiemy. Jedno jest pewne. Kubica nie zasłużył na to, by żegnać się z ukochaną dyscypliną w taki sposób, w jaki miało to miejsce w sezonie 2019, gdy w Williamsie nie miał szans na punkty i wiózł się rekreacyjnie do mety.
Owszem, 18. pozycja startowa w GP Holandii i to na wąskim torze, na którym trudno się wyprzedza, szanse na podbicie F1 są niewielkie. Jednak po raz pierwszy od roku 2010 polski kierowca będzie miał chociaż szansę na nawiązanie walki z rywalami. Będzie mógł pokazać swój kunszt, bo przez cały sezon 2019 nie miał takiej możliwości. Zwycięstwem Kubicy są już pierwsze, pozytywne reakcje zagranicznych ekspertów. Polak wskoczył z marszu do bolidu i o dziwo nie był ostatni. Za to już należą się brawa.
Czytaj także:
Koronawirus w F1. Poruszenie po pozytywnym teście Raikkonena
Robert Kubica w dwóch wyścigach F1 z rzędu?!