W ubiegły piątek, ledwie kilkanaście godzin po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę, Formuła 1 poinformowała, że "w tych okolicznościach" zorganizowanie GP Rosji w Soczi nie jest możliwe. W oficjalnym komunikacie nie padło słowo o odwołaniu imprezy, na co od razu zwrócili uwagę Rosjanie. Organizatorzy wyścigu F1 ciągle apelują do kibiców, by nie wnioskowali o zwrot pieniędzy za bilety.
Jednak opór padoku F1 wobec zawodów w Rosji, w sytuacji wojny wypowiedzianej przez ten kraj, jest jasny. Wszyscy szefowie zespołów na specjalnie zwołanym spotkaniu potwierdzili, że nie zamierzają pojawiać się w Soczi w sezonie 2022. Podobne jest zdanie kierowców.
Eksperci tłumaczą, że Formuła 1 oficjalnie nie poinformowała w komunikacie o "odwołaniu" GP Rosji, bo musi najpierw znaleźć odpowiednią klauzulę w umowie, która jej na to pozwoli. Tymczasem Rosjanie są gotowi szykować się do wyścigu, tak jakby nic się nie stało.
ZOBACZ WIDEO: Jego zjazd robi ogromne wrażenie. Zareagował znany aktor
- Ministerstwo nie otrzymało żadnego oficjalnego pisma od FIA czy F1 ws. odwołania wyścigu - powiedział agencji TASS Serafim Timczenko, minister sportu w Kraju Krasnodarskim, do którego należy rosyjskie Soczi.
- Możemy tylko polegać na oficjalnych dokumentach. Miejmy zatem nadzieję, że sytuacja zmieni się do września i tradycyjnie, jak co roku, przywitamy kierowców Formuły 1 - dodał Timczenko.
Tymczasem szefowie królowej motorsportu prowadzą obecnie rozmowy z działaczami z innych państw, które są gotowe zastąpić Rosję w kalendarzu. Organizatorzy wyścigu w Soczi wpłacali dotąd ok. 55 mln dolarów do budżetu F1. Jeśli ich miejsce w terminarzu zajmie Katar, to może się okazać, że dyscyplina wcale nie straci finansowo na odwołaniu zawodów w Soczi. Inna opcja to zorganizowanie we wrześniu GP Turcji.
Czytaj także:
Rosjanie coraz odważniej mówią "nie" wojnie. Ruch mistrza Europy
Zakaz startów dla kierowców z Rosji i Białorusi? Jest ruch federacji