Guanyu Zhou to pierwszy kierowca z Chin, który otrzymał szansę regularnych występów w Formule 1. Gdy Alfa Romeo decydowała się na podpisanie kontraktu z 22-latkiem, wielu krytykowało Szwajcarów za ten ruch. Nie jest bowiem tajemnicą, że Zhou zapewnił ekipie z Hinwil wsparcie sponsorskie. Nieoficjalnie mówi się, że może być ono warte nawet 25-30 mln dolarów rocznie.
Zhou, choć w przeszłości należał do akademii talentów Ferrari czy Alpine, nie zdobył tytułów mistrzowskich w niższych seriach. Dlatego część ekspertów nie widziała dotąd dla niego miejsca w F1. Debiut Chińczyka w GP Bahrajnu był jednak na tyle okazały, że muszą oni zmienić zdanie.
- Zawsze mówiłem, że zasługuję na to, aby być w F1. W tym wyścigu to pokazałem. Czuję ogromną ulgę. To dla nas wielka nagroda. Nie zapomnę tego dnia do końca życia - powiedział Zhou w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski w końcu wygra Złotą Piłkę?! "I tu pojawia się problem"
Kierowca Alfy Romeo dojechał do mety GP Bahrajnu na dziesiątym miejscu i zdobył tym samym pierwszy punkt w historii startów F1. Wykazał się przy tym kilkoma ciekawymi manewrami wyprzedzania. - Skąd taka pewność siebie w jeździe? Nie wiem. Myślę, że to była kwestia motywacji i zapału, tak bardzo chciałem ukończyć wyścig w punktowanej dziesiątce - wyjaśnił Zhou przed kamerami.
- To wszystko było niesamowite. Ten wyścig był pełen emocji dla mnie. Zdobycie pierwszych punktów w F1, i to od razu w debiucie, jest czymś więcej niż spełnieniem marzeń. Rok czy nawet dwa tygodnie temu nie marzyłem o tym - dodał Chińczyk, wskazując m.in. na problemy Alfy Romeo w przedsezonowych testach F1.
Pod wrażeniem jazdy zespołowego kolegi był też Valtteri Bottas. - Jestem zadowolony z mojego wyniku, ale przede wszystkim gratulacje dla zespołu, bo oba samochody znalazły się w dziesiątce. Zhou po raz pierwszy zapunktował w F1 i to idealny sposób na rozpoczęcie nowego sezonu - skomentował Fin, który ukończył GP Bahrajnu na szóstej pozycji.
Czytaj także:
Red Bull przeżył dramat w GP Bahrajnu. Znana pierwsza diagnoza
"Nie będzie szybkiej zmiany". Lewis Hamilton nie zostawia wątpliwości