Atak rakietowy nie zatrzymał F1. Szefowie się tłumaczą

Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: atak rakietowy w Arabii Saudyjskiej
Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: atak rakietowy w Arabii Saudyjskiej

Część kierowców i zespołów miała początkowo sprzeciwiać się kontynuacji GP Arabii Saudyjskiej, po tym jak dokonano ataku na rafinerię Aramco. Formuła 1 będzie się jednak ścigać w ten weekend, a o powodach tej decyzji opowiedział jej szef.

W piątek doszło do ataku rakietowego na rafinerię Aramco, która zlokalizowana jest tuż obok toru ulicznego w Dżuddzie. Gdy rakiety spadły na obiekt należący do giganta paliwowego, akurat odbywał się pierwszy trening Formuły 1 przed GP Arabii Saudyjskiej. Dlatego pojawiły się wątpliwości, co do dalszego rozgrywania weekendu F1.

Szefowie F1 i FIA odbyli szereg spotkań z lokalnymi władzami, aby uzyskać wyjaśnienia dotyczące tego, co wydarzyło się w zakładach Aramco. Chcieli się też dowiedzieć, czy zwiększono środki bezpieczeństwa na torze, na którym odbywa się GP Arabii Saudyjskiej.

Chociaż pierwotnie informowano, że część kierowców i ekip F1 nie chce kontynuowania weekendu w Dżuddzie, królowa motorsportu odpowiedziała oświadczeniem, w którym potwierdziła rozegranie imprezy zgodnie z planem. Powody tej decyzji wytłumaczyli później Stefano Domenicali (szef F1) oraz Mohammed ben Sulayem (prezydent FIA).

ZOBACZ WIDEO: "Szalona". Wideo z trenerką mistrza olimpijskiego robi furorę w sieci

40-minutowe spotkanie z kierowcami F1

Zanim Domenicali i ben Sulayem wyszli do dziennikarzy, odbyli 40-minutowe spotkanie z kierowcami i szefami ekip F1. - Otrzymaliśmy całkowite zapewnienie, że dla Arabii Saudyjskiej bezpieczeństwo jest najważniejsze. Bez względu na sytuację, ono musi być zagwarantowane. Lokalni urzędnicy są tutaj na torze ze swoimi rodzinami. Mają wszelkie systemy, by chronić ten obszar miasta, jak i pozostałe - powiedział dziennikarzom szef F1.

- Zyskaliśmy zatem pewność siebie i musimy ufać w zapewnienia władz lokalnych. Dlatego zorganizujemy GP Arabii Saudyjskiej - dodał Domenicali.

Arabia Saudyjska jest atakowana przez Ruch Huti. Ma to związek z zaangażowaniem się Saudyjczyków w wojnę w Jemenie. Władze wspierają tamtejszego prezydenta Abd Rabbuha Mansura Hadiego, przeciwko któremu występują z kolei rebelianci z Huti. Ich sojusznikiem jest Iran.

Zdaniem ben Sulayema, ryzyko ataków Huti na tor wyścigowy jest minimalne, bo rebelianci nie biorą na cel ludności cywilnej. - Mieliśmy spotkanie z osobą odpowiedzialną za bezpieczeństwo, a także z szefami zespołów i kierowcami. Huti biorą na cel infrastrukturę państwową, a nie cywilów czy tor - powiedział prezydent FIA.

- Oczywiście sprawdziliśmy fakty. Dostaliśmy zapewnienie od Saudyjczyków, że tor jest bezpieczny. Dlatego będziemy się ścigać. Są tutaj rodziny urzędników, działaczy. Mam pewność, że nic tu się nie wydarzy - dodał ben Sulayem.

Zespoły poparły decyzję F1

Wyjaśnienia Domenicalego i ben Sulayema przekonały zespoły F1. Ostatecznie wszystkie dziesięć ekip poparło ideę, by kontynuować GP Arabii Saudyjskiej. Pojawiły się jednak plotki, że część kierowców nie była zadowolona z tej decyzji.

- To było dobre spotkanie. My porozmawialiśmy z szefami F1 i FIA, otrzymaliśmy pewne gwarancje. Natomiast kierowcy mają zaplanowaną swoją rozmowę. To najprawdopodobniej najbezpieczniejsze miejsce, w jakim możesz być w tej chwili w Arabii Saudyjskiej. Dlatego będziemy się ścigać - powiedział w Sky Sports Toto Wolff, szef Mercedesa.

Austriak został zapytany o to, czy pomysł kontynuowania GP Arabii Saudyjskiej zyskał akceptację wszystkich zespołów. - Wśród szefów ekip F1 była pełna zgoda - odpowiedział.

W podobnym tonie wypowiedział się Christian Horner. - Sport musi trzymać się razem. Żaden akt terroryzmu nie może być tolerowany, a nasza dyscyplina nie powinna być zastraszana w takiej sytuacji. To jest nie do przyjęcia - podkreślił szef Red Bull Racing.

Czytaj także:
Mercedes blefuje? Możliwy szybki powrót do formy
Te słowa naprawdę padły. Rosyjski minister sportu grzmi

Komentarze (0)