Czy kierowcy F1 zostali zmuszeni do jazdy? "Nie było wykręcania rąk"
Temat GP Arabii Saudyjskiej wciąż budzi emocje w F1. Czy kierowcy zostali zmuszeni do jazdy w Dżuddzie, pomimo ataku rakietowego na rafinerię Aramco? Toto Wolff przekonuje, że nie było żadnego "wykręcania rąk" i decyzję podjęto wspólnie.
Za zbojkotowaniem wyścigu F1, ze względu na brak należytego bezpieczeństwa, mieli być Lewis Hamilton, George Russell, Pierre Gasly, Fernando Alonso i Lance Stroll. Saudyjczycy mieli ostrzec kierowców, że jeśli impreza nie dojdzie do skutku, personel królowej motorsportu może mieć problemy z opuszczeniem kraju.
Ostatecznie GP Arabii Saudyjskiej doszło do skutku, po tym jak kierowcom wytłumaczono, że tor w Dżuddzie objęty jest ochroną specjalnego systemu antyrakietowego. Zaprezentowano im też dane, z których wynikało, że Ruch Huti nie bierze na cel cywilów i atakuje jedynie infrastrukturę państwową.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!Do spotkania kierowców F1 kilkukrotnie dołączali szefowie zespołów, którzy próbowali przekonać tych mających obawy o bezpieczeństwo. Czy zatem doszło do zmuszenia zawodników do jazdy w Dżuddzie? - Nie było żadnego wykręcania rąk z naszej strony, były za to dobre dyskusje - przekazał Toto Wolff, cytowany przez motorsport.com.
- Kiedy jako szefowie ekip F1 rozmawialiśmy z kierowcami, to używaliśmy sensownych argumentów. Nie było żadnej presji, ale może to być postrzegane w inny sposób. Ostatecznie widowisko, jakie stworzyliśmy w tym wyścigu, było niesamowite. To właśnie powinien robić sport - dodał szef Mercedesa.
Wolff już wcześniej mówił o tym, że ataki terrorystyczne są częścią kultury arabskiej, więc trzeba do nich przywyknąć. Austriak podtrzymuje swoje zdanie i nie usuwałby GP Arabii Saudyjskiej z kalendarza F1, pomimo ostatnich wydarzeń. - Szczerze mówiąc, bywam tutaj od pięciu lat i widzę zmiany, które tu zachodzą. Po to jesteśmy w tym kraju, choć ciągle jest wiele do zrobienia. Bardzo wiele - ocenił Austriak.
Jeszcze w sobotę, przed wyścigiem o GP Arabii Saudyjskiej, kierowcy wydali specjalne oświadczenie poprzez własne stowarzyszenie (GPDA). "Rozpoczęliśmy długie negocjacje między sobą, z szefami zespołów i najważniejszymi osobami w F1. Podzieliliśmy się różnymi opiniami, wysłuchaliśmy też władz F1 i ministrów z saudyjskiego rządu. Wyjaśnili nam, w jaki sposób poziom bezpieczeństwa został podniesiony tutaj do maksimum" - napisali kierowcy.
Jako że Arabia Saudyjska jest zaangażowana w wojnę domową w Jemenie, gdzie pomaga zwalczać Ruch Huti, kierowcy mają wątpliwości, co do rozgrywania wyścigu F1 w tym kraju w kolejnych latach. Jednak rezygnacja z odwiedzania Dżuddy wydaje się mało prawdopodobna.
Saudyjczycy poprzez firmę Aramco stali się głównym sponsorem F1, płacąc 450 mln dolarów za 10-letni kontrakt. Równocześnie za prawa do organizacji wyścigu mają uiszczać co sezon nawet 100 mln dolarów. - Co z GP Arabii Saudyjskiej? To nie jest kwestia znaku zapytania. To kwestia zrozumienia sytuacji. Nie jesteśmy ślepi, ale nie możemy zapominać o jednym. Ten kraj, także dzięki F1 i sportowi, robi ogromny krok naprzód - powiedział w Sky Sports Stefano Domenicali, szef F1.
Czytaj także:
Leclerc i Verstappen w pogoni za tytułem. Hamilton nie dołączy do tej dwójki?
"Nikt nie będzie mi nakazywał, co mam mówić". Sebastian Vettel uderza w F1