Nowy sezon, stare problemy - tak można by podsumować burzę wokół Lewisa Hamiltona i dyrektora wyścigowego Formuły 1. W ubiegłym roku Mercedes miał spore zastrzeżenia do pracy Michaela Masiego, a kontrowersje związane z GP Abu Zabi doprowadziły do odwołania Australijczyka ze stanowiska. Tyle że jeden z jego następców, Niels Wittich, też wszedł na wojenną ścieżkę z Hamiltonem i niemiecką ekipą.
Wittich przed GP Australii przypomniał kierowcom, że od roku 2005 obowiązuje zakaz zakładania biżuterii podczas jazdy bolidem F1. Chociaż uwaga nowego dyrektora wyścigowego miała charakter ogólny, to uderzyła przede wszystkim w Hamiltona. Siedmiokrotny mistrz świata F1 posiada kilka kolczyków w uszach, a także w nosie.
Kierowca Mercedesa zapowiedział, że nie zdejmie biżuterii i nadal będzie z nią startować w kolejnych rundach F1. Potwierdzają to późniejsze obrazki z GP Australii. - Nie mam żadnych planów, aby rezygnować z biżuterii. Czuję, że to są kwestie osobiste. Powinni nam pozwolić na to, by być takimi, jacy jesteśmy. Dlatego nadal będę zakładał biżuterię do bolidu - mówił przed kamerami Hamilton.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!
Chociaż 37-latek złamał zakaz, a od GP Australii minął już niemal tydzień, FIA nie poinformowała o wszczęciu jakiegokolwiek dochodzenia przeciwko Brytyjczykowi. Czy Hamilton jest traktowany lepiej niż reszta kierowców F1? Czy może Wittich jednak odpuści zawodnikom temat zakazu zakładania biżuterii?
Do sprawy odniósł się Toto Wolff. - Czy nowy dyrektor wyścigowy musi toczyć bitwę z Hamiltonem ws. biżuterii? - zapytał szef Mercedesa w rozmowie z agencją PA, wyraźnie wysyłając ostrzeżenie Nielsowi Wittichowi.
- Sposób, w jaki prowadził kilka pierwszych wyścigów, był pełen szacunku. Był solidny i nie popełnił błędu - dodał przy tym Austriak.
Gdy podobne wykroczenia odnotowywano w Formule E, reakcja sędziów i federacji była natychmiastowa, a kilku kierowców otrzymało kary w wysokości 10 tys. euro. W przypadku Hamiltona się na to nie zanosi. Może się zatem okazać, że nowy dyrektor wyścigowy F1 szybko straci część respektu, jeśli będzie wybiórczo respektował przepisy, o których istnieniu sam niedawno przypominał.
Czytaj także:
Zaczyna płacić za znajomość z Putinem. Tego nie przewidział
Ekipa spod Warszawy chce podbić wyścigi