Krystian Dziubiński: Na Białorusi przyjemnie się żyje
- W klubie mamy regularnie mierzoną temperaturę. Poza tym, w razie czego, zaraz przy naszej hali jest szpital. Jestem spokojny - mówi nam reprezentant Polski w hokeju na lodzie Krystian Dziubiński, który trafił do białoruskiego klubu Niomana Grodno.
Mimo iż każdego dnia chorych przybywa, władza nie zdecydowała się na wprowadzenie twardych restrykcji.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Zapytam wprost - nie bał się pan wyjeżdżać na Białoruś?
Krystian Dziubiński, hokeista Niomana Grodno, reprezentant Polski: Nie jest to moja pierwsza wizyta na Białorusi. Przyjemnie się tu żyje. Jest czysto i spokojnie. Nie ma gonitwy, a ja potrzebowałem trochę zwolnić. Jestem w Grodnie od początku lipca, mamy okres przygotowawczy i ostro zasuwamy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra LiskaMam znajomych w Szwecji, tam też nie było obostrzeń. Wstrzymali sport, ale życie toczy się normalnie. Rozmawialiśmy i utwierdziłem się w przekonaniu, że nie ma się czego bać. Choć fakt, pojawiły się myśli, czy nie jest to może ryzykowny krok.
I jakie były refleksje?
Koronawirus nie zaważył na mojej decyzji. Prawda jest taka, że musimy nauczyć się z nim żyć. Czas płynie, trzeba działać. Trzymam kciuki, żeby lekarze opracowali jak najszybciej szczepionkę. Bo wirus dopadnie pewnie każdego z nas.
Do Grodna jechał pan samochodem.
I szybko uporałem się na granicy. Jechałem na Białoruś z wykonanym w Polsce testem na koronawirusa. Wynik negatywny. Na granicy straż zmierzyła mi jeszcze temperaturę i po około czterdziestu minutach stania, byłem już po drugiej stronie.
Obecnie macie okres przygotowawczy. Jesteście skoszarowani w jednym miejscu?
Nie. Ostatnio całą drużyną byliśmy gościnnie na meczu piłkarskim, na stadionie Niomana Grodno.
Czytałem w "Tribunie", tamtejszym portalu sportowym, że w zespołach piłkarskich wykryto sporo przypadków zarażonych, na przykład w Dynamie Brześć.
Za bardzo nie śledzę tutejszych mediów. Słyszeliśmy o przypadku zarażonego koronawirusem w drużynie hokejowej, ale nasz trener uczulał nas, żebyśmy na siebie uważali. W przypadku zarażenia jednego z nas, cała drużyna może pójść na kwarantannę. Jesteśmy tego świadomi. Nie szwendamy się po mieście, unikamy skupisk ludzi. W klubie mamy też regularnie mierzoną temperaturę. Poza tym, w razie czego, zaraz przy naszej hali jest szpital. Jestem spokojny.
Zaraz po panu kontrakt z Niomanem podpisał inny polski zawodnik - Oskar Jaśkiewicz.
Mieszkamy razem. Oskar ostatnio pojechał do Polski, do paczkomatu, po łyżwy. I również szybko zajęło mu przeprawienie się przez granicę. Z Grodna do Polski dzieli nas może 20 kilometrów. W mieście żyje ponad 300 tysięcy ludzi, z czego 20 procent stanowią Polacy. Msze święte w naszym języku są codziennie. Nawet nasz klubowy doktor mówi po polsku, bo jego żona jest Polką. My z Oskarem dopiero szkolimy rosyjski, dlatego fajnie, że możemy komunikować się z innymi w naszym języku.
Dopytam o restrykcje. Są jakieś?
Posiłki jemy razem, na treningach jesteśmy dzieleni na dwie grupy. Nosimy maseczki, dezynfekujemy ręce. Jeżeli chodzi o sytuację w mieście - w urzędach i sklepach pracowników odgradzają plastikowe szyby. W niektórych restauracjach co drugi stolik jest wolny. W niektórych dostępne są wszystkie. W zasadzie tak samo, jak teraz w Polsce. Niedawno byłem w naszym kraju nad morzem i nikt nie przestrzegał żadnych zasad. W Grodnie odwiedziłem centrum, troszkę zwiedziłem miasto, ale dużo czasu nie miałem. Trenujemy dwa razy dziennie, z tego powodu rodzina została w Polsce. Wolę żeby spędzili fajnie wakacje. Ja i tak większość czasu spędzam na treningach.
Sportowo transfer z Podhala do Niomana Grodno to dla pana duży krok?
Zdecydowałem się na ten ruch, bo klub bardzo o mnie zabiegał. To pierwsza drużyna, która tak o mnie walczyła. Dlatego, mimo całej otoczki, pandemii, nie wahałem się. Zależało mi na grze, a wiem, że na Białorusi się gra. Nie chciałem doprowadzić do sytuacji, że podpiszę kontrakt z innym klubem, który zostanie zerwany przykładowo za miesiąc. W Grodnie wszystkie obiecane mi warunki zostały spełnione. Nie mam na co narzekać. Organizacja, zaplecze, sztab - na najwyższym poziomie. Szukałem ze swoją agencją menadżerską wyjazdu za granicę i fajnie, że zgłosił się taki zespół. Dodatkowo gramy z Niomanem w Lidze Mistrzów, więc będzie okazja pokazać się na arenie międzynarodowej. Trafiliśmy na bardzo wymagającego przeciwnika - Frölunda HC z Goeteborga.
Brał pan udział w ostatnich wyborach?
Byłem w konsulacie w Grodnie. Podejrzałem nawet, że oddaję głos jako 112 osoba. Czy byłem zadowolony z wyników? Powiem tak: ani jeden, ani drugi kandydat nie przypadli mi do gustu.
Leszek Ojrzyński: Rana wciąż świeża
Sławomir Peszko: Możecie mówić co chcecie, mojego życia nie zdobędziecie