Krystian Dziubiński: Na Białorusi przyjemnie się żyje

Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Krystian Dziubiński
Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Krystian Dziubiński

- W klubie mamy regularnie mierzoną temperaturę. Poza tym, w razie czego, zaraz przy naszej hali jest szpital. Jestem spokojny - mówi nam reprezentant Polski w hokeju na lodzie Krystian Dziubiński, który trafił do białoruskiego klubu Niomana Grodno.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

[/b]W Europie Środkowej Białoruś jest krajem z najwyższą liczbą zachorowań na koronawirusa. Do tej pory zanotowano tam 65 269 przypadków, zmarły 474 osoby.

Mimo iż każdego dnia chorych przybywa, władza nie zdecydowała się na wprowadzenie twardych restrykcji.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Zapytam wprost - nie bał się pan wyjeżdżać na Białoruś?
Krystian Dziubiński, hokeista Niomana Grodno, reprezentant Polski:

Nie jest to moja pierwsza wizyta na Białorusi. Przyjemnie się tu żyje. Jest czysto i spokojnie. Nie ma gonitwy, a ja potrzebowałem trochę zwolnić. Jestem w Grodnie od początku lipca, mamy okres przygotowawczy i ostro zasuwamy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra Liska



Przypomnę, że zdecydował się pan na transfer z Podhala Nowy Targ do Niomana Grodno w dobie szalejącego na Białorusi koronawirusa. W tym kraju nie było przecież narzuconych żadnych restrykcji w związku z pandemią.

Mam znajomych w Szwecji, tam też nie było obostrzeń. Wstrzymali sport, ale życie toczy się normalnie. Rozmawialiśmy i utwierdziłem się w przekonaniu, że nie ma się czego bać. Choć fakt, pojawiły się myśli, czy nie jest to może ryzykowny krok.

I jakie były refleksje? 

Koronawirus nie zaważył na mojej decyzji. Prawda jest taka, że musimy nauczyć się z nim żyć. Czas płynie, trzeba działać. Trzymam kciuki, żeby lekarze opracowali jak najszybciej szczepionkę. Bo wirus dopadnie pewnie każdego z nas.

Do Grodna jechał pan samochodem.

I szybko uporałem się na granicy. Jechałem na Białoruś z wykonanym w Polsce testem na koronawirusa. Wynik negatywny. Na granicy straż zmierzyła mi jeszcze temperaturę i po około czterdziestu minutach stania, byłem już po drugiej stronie.

Obecnie macie okres przygotowawczy. Jesteście skoszarowani w jednym miejscu?

Nie. Ostatnio całą drużyną byliśmy gościnnie na meczu piłkarskim, na stadionie Niomana Grodno.

Czytałem w "Tribunie", tamtejszym portalu sportowym, że w zespołach piłkarskich wykryto sporo przypadków zarażonych, na przykład w Dynamie Brześć.

Za bardzo nie śledzę tutejszych mediów. Słyszeliśmy o przypadku zarażonego koronawirusem w drużynie hokejowej, ale nasz trener uczulał nas, żebyśmy na siebie uważali. W przypadku zarażenia jednego z nas, cała drużyna może pójść na kwarantannę. Jesteśmy tego świadomi. Nie szwendamy się po mieście, unikamy skupisk ludzi. W klubie mamy też regularnie mierzoną temperaturę. Poza tym, w razie czego, zaraz przy naszej hali jest szpital. Jestem spokojny.

Zaraz po panu kontrakt z Niomanem podpisał inny polski zawodnik - Oskar Jaśkiewicz.

Mieszkamy razem. Oskar ostatnio pojechał do Polski, do paczkomatu, po łyżwy. I również szybko zajęło mu przeprawienie się przez granicę. Z Grodna do Polski dzieli nas może 20 kilometrów. W mieście żyje ponad 300 tysięcy ludzi, z czego 20 procent stanowią Polacy. Msze święte w naszym języku są codziennie. Nawet nasz klubowy doktor mówi po polsku, bo jego żona jest Polką. My z Oskarem dopiero szkolimy rosyjski, dlatego fajnie, że możemy komunikować się z innymi w naszym języku.

Dopytam o restrykcje. Są jakieś?

Posiłki jemy razem, na treningach jesteśmy dzieleni na dwie grupy. Nosimy maseczki, dezynfekujemy ręce. Jeżeli chodzi o sytuację w mieście - w urzędach i sklepach pracowników odgradzają plastikowe szyby. W niektórych restauracjach co drugi stolik jest wolny. W niektórych dostępne są wszystkie. W zasadzie tak samo, jak teraz w Polsce. Niedawno byłem w naszym kraju nad morzem i nikt nie przestrzegał żadnych zasad. W Grodnie odwiedziłem centrum, troszkę zwiedziłem miasto, ale dużo czasu nie miałem. Trenujemy dwa razy dziennie, z tego powodu rodzina została w Polsce. Wolę żeby spędzili fajnie wakacje. Ja i tak większość czasu spędzam na treningach.

Sportowo transfer z Podhala do Niomana Grodno to dla pana duży krok?

Zdecydowałem się na ten ruch, bo klub bardzo o mnie zabiegał. To pierwsza drużyna, która tak o mnie walczyła. Dlatego, mimo całej otoczki, pandemii, nie wahałem się. Zależało mi na grze, a wiem, że na Białorusi się gra. Nie chciałem doprowadzić do sytuacji, że podpiszę kontrakt z innym klubem, który zostanie zerwany przykładowo za miesiąc. W Grodnie wszystkie obiecane mi warunki zostały spełnione. Nie mam na co narzekać. Organizacja, zaplecze, sztab - na najwyższym poziomie. Szukałem ze swoją agencją menadżerską wyjazdu za granicę i fajnie, że zgłosił się taki zespół. Dodatkowo gramy z Niomanem w Lidze Mistrzów, więc będzie okazja pokazać się na arenie międzynarodowej. Trafiliśmy na bardzo wymagającego przeciwnika - Frölunda HC z Goeteborga.

Brał pan udział w ostatnich wyborach?

Byłem w konsulacie w Grodnie. Podejrzałem nawet, że oddaję głos jako 112 osoba. Czy byłem zadowolony z wyników? Powiem tak: ani jeden, ani drugi kandydat nie przypadli mi do gustu.

Leszek Ojrzyński: Rana wciąż świeża

Sławomir Peszko: Możecie mówić co chcecie, mojego życia nie zdobędziecie

Źródło artykułu: