Podczas Walnego Sprawozdawczo-Wyborczego Zjazdu PZHL-u w Bytomiu o fotel prezesa miało walczyć dwóch kandydatów.
Jednym z nich był dotychczasowy sternik Mirosław Minkina. Do walki z nim stanąć miał Zbigniew Starzec. Ten niestety uległ wypadkowi i na zjeździe finalnie nie zdołał się nawet pojawić.
- W wyniku nieszczęśliwego upadku doznałem złamania trzech żeber. Tydzień leczenia zapobiegawczego nie przyniósł żadnej poprawy, a kolejne badanie tomografem komputerowym wykazało złamanie czterech żeber, zaś w prawej jamie opłucnowej pojawił się płyn, prawdopodobnie krew ze złamanych żeber - przyznał Starzec cytowany przez Interia.pl.
Tym samym Minkina, który był faworytem w wyborach, miał mocno ułatwione zadanie. Za jego ponownym wyborem ostatecznie zagłosowało 63 delegatów. 14 było przeciw, a ośmiu wstrzymało się od głosu.
Przed nowym-starym prezesem duże wyzwanie, bo związek tonie w długach. - Kwota źle rozliczanych dotacji z Ministerstwa Sportu przekracza sześć milionów złotych. Do tego dochodzą zobowiązania do naszych kontrahentów. Kwota długu związku przekracza 18 mln złotych wraz z odsetkami. Zajęć komorniczych jest na ponad 10 milionów złotych - przekazał Minkina.
Na czele PZHL stanął w 2018 roku, kiedy to związek przechodził poważny kryzys za rządów poprzednika. Nieprawidłowości w przetargach, bałagan i... ubezwłasnowolnienie finansowe przez ministra sportu Witolda Bańkę. Związek musiał nawet zwrócić czteromilionową dotację, jaką otrzymał na szkolenie.
Skutki tamtego bałaganu są odczuwalne do dziś, a przed władzami związku dalsza ciężka praca nad tym, aby wyjść na prostą.
Zobacz także:
Był mistrzem NHL. Po trzech latach odnalazł się jako guru, który zarabia na celebrytach
Kolejna liga będzie pokazywana w Viaplay. Nawet do 1400 meczów w każdym sezonie!