Szum wokół Imane Khelif ponownie powstał po jej pojedynku z Angelą Carini. Minęło raptem kilkadziesiąt sekund i Włoszka zrezygnowała z kontynuowania rywalizacji. Już potem nie podała ręki swojej rywalce (więcej przeczytasz TUTAJ).
Wielu ma pewne wątpliwości dotyczące płci algierskiej pięściarki oraz Lin Yu-ting. Obie zawodniczki zostały zdyskwalifikowane z ubiegłorocznych mistrzostw świata. Wszystko przez to, iż oblały test kwalifikowalności płci.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) dopuścił je jednak do rywalizacji. W poniedziałek głos w całej sprawie zabrał dyrektor generalny Międzynarodowej Federacji Boksu (IBA) - Chris Roberts.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Niepowodzenie polskich młociarzy. "Wszyscy liczyli na medale"
Jego słowa na pewno nie wyciszą głośnych spekulacji. Przyznał bowiem, że nie może ujawnić wyników testów kwalifikacyjnych dotyczących płci. Natomiast dodał, iż opinia publiczna, w związku z dyskwalifikacją obu pięściarek podczas wspomnianych mistrzostw świata, "powinna czytać między wierszami".
- Wyniki testów chromosomowych wykazały, że obie zawodniczki nie kwalifikowały się do wzięcia udziału w imprezie - powiedział Chris Roberts, cytowany przez "Reuters". Według niego, federacja IBA wysłała wyniki do MKOl, ale komitet "nic z tym nie zrobił".
Skąd tak odmienny pogląd sytuacji? Powodem jest konflikt pomiędzy obiema organizacjami. W poprzednim roku MKOl pozbawił IBA statusu organu zarządzającego boksem ze względu na kwestie finansowe i zadecydował o przejęciu samodzielnej kontroli nad zawodami olimpijskimi.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski ma też zapewne na uwadze powiązania szefa Międzynarodowej Federacji Boksu - Umara Kremliowa. Ten jest uznawany za "wiernego żołnierza Władimira Putina" (więcej przeczytasz TUTAJ).
Zobacz też:
Niepokojące sceny po meczu Polaków. "Sprawa wygląda poważnie"
Japonia wygrywała już 2:0 w setach. Później doszło do cudu