Prawie po 300 tysięcy nowych zakażeń dziennie, przepełnione szpitale, brak butli z tlenem - sytuacja pandemiczna w Indiach nadal jest bardzo zła (pisaliśmy o tym TUTAJ >>). W pewnym momencie nie było nawet testów. - Moja mama była bardzo chora i nie udało nam się zarezerwować oficjalnego testu, zrobiliśmy szybki test antygenowy, ale to spowodowało, że nie zostaliśmy nawet ujęci w statystykach rządowych - mówi nam Jonathan Selvaraj, dziennikarz ESPN mieszkający w Indiach. - To pokazuje, że te przerażające 300 tys. zakażeń dziennie to tylko część prawdy.
Obecnie w Indiach koronawirus powoli zaczął przenosić się z wielkich aglomeracji na prowincję. Skutkuje to mniejszą liczbą oficjalnie potwierdzonych zakażeń.
Oto wykres liczby zakażeń w jednym z najludniejszych krajów świata:
Ale czy sytuacja na pewno się poprawia? Dziennikarz potwierdza, że to może być efekt mniejszego dostępu do służby zdrowia w małych miasteczkach i na wsiach w Indiach.
Kilka milionów ludzi w jednym miejscu
- Dzwoniłem ostatnio do jednego z zapaśników, który mieszka w małej wiosce w Haryanie (stan obok Delhi) i cała jego rodzina ciężko przechorowała COVID-19, jednak nie dostali się do lekarza, więc nie ma ich w oficjalnych statystykach - dodał Selvaraj.
Dziennikarz wybuch potężnej drugiej fali w Indiach wiąże zarówno ze zgromadzeniem religijnym - zwanym Kumbh Mela - w którym uczestniczyło kilka milionów ludzi, bez żadnych testów ani środków ostrożności. Ponadto w Indiach odbyły się wybory w czterech regionach (stanach). To wszystko spowodowało, że obecnie w najbardziej zagrożonych regionach są otwarte jedynie sklepy spożywcze, a na zewnątrz trzeba poruszać się w maseczce.
Koronawirus uderzył również w sport. I to bardzo mocno. - W tej chwili nie odbywają się żadne oficjalne zawody - przyznał dziennikarz ESPN.
Niedokończony sezon
Próbowano przeprowadzić rozgrywki ligi krykieta - Indian Premier League. To w Indiach narodowa dyscyplina. Nie udało się. - Stworzono bańkę, spotkania odbywały się na zamkniętych stadionach - stwierdził Selvaraj. - Ale po tym, jak kilku graczy i członków sztabów szkoleniowych uzyskało pozytywny wynik, podjęto decyzję o odwołaniu rywalizacji w połowie sezonu.
W jeszcze trudniejszej sytuacji są zawodnicy przygotowujący się do igrzysk olimpijskich w Tokio. Wielu z nich od marca 2020 roku nie wystąpiło w żadnych zawodach, czy to międzynarodowych, czy to nawet krajowych. Tylko trenują. I tak naprawdę nie wiedzą, w jakiej są formie. Bo nie mają możliwości jej sprawdzić w zmaganiach z rywalami z innych krajów.
Poza tym są ciągle bombardowani złymi informacjami o pandemii, czy to w mediach, czy to mają chorych i zmarłych w swoich rodzinach. W takiej atmosferze bardzo trudno myśleć tylko o treningu, skupić się na wyniku sportowym.
Szczepionki? Nie dla sportowców
- Z oficjalnych danych wynika, że około 20 proc. naszych olimpijczyków przechorowało COVID-19 - dodał dziennikarz ESPN. - To oczywiście dane zaniżone, pewnie realnie to być może nawet dwa razy tyle.
Na całe szczęście w gronie aktywnych sportowców nie ma zmarłych. Wirus pokonał natomiast wiele byłych gwiazd indyjskiego sportu, zwłaszcza krykiecistów. Olimpijczycy poradzili sobie z chorobą.
Przed wyjazdem do Tokio olimpijczycy postanowili się zaszczepić. Sprawa była o tyle trudna, że rząd Indii nie zadbał - jak w wielu krajach, m.in. w Polsce - aby czołowi sportowcy zostali zaszczepieni poza kolejką, w trybie priorytetowym.
50 zł za szczepionkę
- W Indiach nie wszystkie szczepionki są bezpłatne - powiedział Selvaraj. - Jeżeli ktoś nie zamierza czekać na akcję rządową, może próbować w prywatnej służbie zdrowia. Tam szczepionkę można po prostu kupić. Choć to też nie jest takie łatwe. Jednak jak ktoś jest uparty to można ją zdobyć. Niektórzy olimpijczycy nie mieli wyjścia.
Dziennikarz EPSN ocenia, że wszyscy olimpijczycy, którzy chcieli się zaszczepić, mają to już za sobą. Wykorzystali wszelkie możliwe kanały dostępu, ale przede wszystkim skorzystali z tej części komercyjnej. Zwłaszcza, że cena szczepionek nie jest kosmiczna.
Według indyjskich mediów za rosyjskiego Sputnika (to jedna z trzech dopuszczonych do obrotu szczepionek) trzeba zapłacić około tysiąca indyjskich rupii. To w przeliczeniu mniej więcej 50 złotych.