Po trzech świetnych sezonach ze Stefanem Horngacherem, to Michal Doleżal - wcześniej asystent Austriaka - przejął polską kadrę skoczków. Były obawy czy Czech, odpowiadający w kadrze przede wszystkim za kombinezony, będzie w stanie wejść w buty po Horngacherze i dalej prowadzić reprezentację z sukcesami.
Tymczasem przez dwa sezony za kadencji Doleżala Biało-Czerwoni prezentowali się nawet lepiej niż z Horngacherem w gnieździe trenerskim. Rok po roku wygrali Turniej Czterech Skoczni, regularnie byli w ścisłej czołówce Pucharu Świata. Do tego indywidualnie mistrzem świata został Piotr Żyła.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, przyszedł jednak kryzys. I to potężny kryzys. Od początku tego sezonu polscy skoczkowie dołowali. Dawid Kubacki nie był w stanie awansować do finałowej serii. Podobnie, na Turnieju Czterech Skoczni, było w przypadku Kamila Stocha. Z tygodnia na tydzień frustracja w kraju narastała a trenerom - na czele z Michalem Doleżalem - obrywało się najbardziej.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Medal Kubackiego to prawdziwa sensacja. "Odpalił prawdziwą petardę"
Pojawiły się głosy, że Czech nie potrafi znaleźć rozwiązania na wyjście z kryzysu, a dwa wcześniejsze sezony były jeszcze zasługą potężnej pracy wykonanej przez Stefana Horngachera. Wystarczył jednak jeden konkurs igrzysk, na skoczni normalnej, by optyka się zmieniła. W nim Kubacki wywalczył brąz, a do tego wysokie 6. miejsce zajął Stoch. Polacy znów pokazali, że są mocni i że zdążyli z formą na najważniejsze zawody sezonu.
- Okazało się, że warto być cierpliwym. Ta przerwa od startów przez zakażenia Piotra i Dawida oraz kontuzję Kamila i potem kilka treningów przyniosły efekt. Sukces Dawida to sukces też całego sztabu - podkreślił dla WP SportoweFakty Wojciech Fortuna, mistrz olimpijski w skokach z Sapporo.
Warto podkreślić to, na co zwrócił uwagę nasz rozmówca, przed igrzyskami polscy skoczkowie nie tylko odpoczywali. Odbyli też kilka treningów na sali i na skoczni, które dały znakomite efekty. Mówił o tym także niedawno sam Doleżal w wywiadzie dla WP SportoweFakty.
- Treningi w Zakopanem bardzo pomogły. Pogoda uniemożliwiła nam oddanie tylu skoków, ile chcieliśmy, ale te skoki, co chłopacy oddali, były wystarczające. Dodatkowo świetnie popracowaliśmy na sali. Wchodząc na skocznię od razu wiedzieliśmy, co chcemy poprawić i zrealizowaliśmy to - podkreślił Czech (zobacz TUTAJ).
Po tym sezonie Doleżalowi kończy się kontrakt z Polskim Związkiem Narciarskim. Pytanie, co dalej? Przed sezonem przedłużenie umowy wydawało się formalnością. W trakcie, gdy nasi liderzy zmagali się z kryzysem, szanse Czecha zmalały, ale teraz znów wydaje się realne kontynuowanie z nim współpracy.
- Moim zdaniem najbardziej doświadczeni zawodnicy bardzo dobrze dogadują się z Doleżalem, widać tam chemię i z pewnością będą chcieli, by ta współpraca trwała dalej. Jeśli Doleżal zostanie, to kto wie, być może Kamilowi czy Piotrkowi będzie też łatwiej podjąć decyzję o kontynuowaniu kariery - zwrócił uwagę Wojciech Fortuna.
Dla przyszłości Doleżala ważne będzie też to, co wydarzy się na dużej skoczni w Chinach. Indywidualny konkurs skoczków o medale już w sobotę 12 lutego, a dwa dni później drużynówka. Zawody rozpoczną się o 12:00 czasu polskiego. Jeśli i w nich Biało-Czerwoni wywalczą medale, pozycja Czecha wróci praktycznie do tej sprzed sezonu.
Czytaj także:
"Szkoda mi go jako człowieka". Ten konkurs przelał czarę goryczy w polskich skokach