Ukraińcy robią furorę. 6,5 tys. km od ich ojczyzny

Facebook / Na zdjęciu: Wałerij Suszkewycz
Facebook / Na zdjęciu: Wałerij Suszkewycz

Ukraińcy nie tylko dzielnie bronią się przed atakami rosyjskiej armii, ale i robią furorę w sporcie 6,5 tys. km dalej na wschód. Piszą historię, jakiej dzieje ludzkości jeszcze nie widziały. - Wojna motywuje - przekonuje ukraiński polityk Suszkewycz.

W tym artykule dowiesz się o:

6,5 tys. km na wschód od Kijowa, głównego celu Rosjan w Ukrainie, ukraińscy paraolimpijczycy walczą na igrzyskach paraolimpijskich. I to walczą z kapitalnym skutkiem, bo w Pekinie są prawdziwym objawieniem. - Wojna? To jeden z powodów, dla którego osiągamy tak świetne wyniki - nie ukrywa Wałerij Suszkewycz, ukraiński polityk, prezydent komitetu paraolimpijskiego Ukrainy.

Tego historia jeszcze nie widziała

10 złotych, 10 srebrnych, osiem brązowych. W sumie 28 medali, wszystkie wywalczone w dwóch konkurencjach: parabiathlonie i parabiegach narciarskich. A impreza jeszcze się nie skończyła, potrwa do niedzieli 13 marca.

Ukraina na igrzyskach paraolimpijskich Pekin 2022 rozbija bank. W klasyfikacji medalowej ustępuje jedynie Chinom (w sumie 47 krążków). Do dorobku Polaków nie ma co porównywać. Biało-Czerwoni ani razu nie stanęli na podium.

- Wojna to jeden z powodów, dla którego osiągamy tak świetne wyniki. Potrafiliśmy zdobyć dziewięć medali jednego dnia. A przecież na ostatnich Pucharach Świata Ukraińcy zajmowali co najwyżej 5. lub 6. pozycję. Na styczniowych mistrzostwach świata żaden z tych sportowców nie zdobył medalu - mówi dla "Reuters" Wałerij Suszkewycz.

ZOBACZ WIDEO: Poruszające sceny z kijowskiego metra. Ukraińców odwiedził mer miasta

Polityk nie ma przy tym wątpliwości, że sytuacja w Ukrainie - jakkolwiek to zabrzmi - pomogła jego zawodnikom w Pekinie. - Wojna to motywacja. Rzekłbym wręcz, że potężna. Takich wyników w historii naszego kraju jeszcze nie było - przypomina.

Na szczyt przez łzy

Droga ukraińskich parasportowców na podia nie była i nie jest łatwa. Jedno to wymagający rywale. Ale jeszcze większym rywalem jest głowa. Myślami wszyscy są przecież w Ukrainie, gdzie zostali ich najbliżsi. Dzieci, żony, mężowie, matki, ojcowie.

Większość zawodników przed swoimi startami nie śpi, licząc na jakąkolwiek pozytywną wiadomość ze swojej ojczyzny. A jeśli nie pozytywną, to chociaż nie tą najgorszą z najgorszych.

- Każdego ranka wszyscy dzwonią do matek, ojców, babć, córek. I czekają na odpowiedź. Bardzo się boją, że tej odpowiedzi może nie być. Taka jest teraz nasza rzeczywistość. Każdego dnia, każdej nocy, próbujemy dowiedzieć się, czy nasza rodzina żyje, czy nie. Strasznie trudno jest z tym żyć - przyznaje Suszkewycz, w przeszłości parapływak.

Niektóre wiadomości od bliskich z Ukrainy potrafią zwalić z nóg.

Ludzkie dramaty

- W biathlonie potrzebna jest duża koncentracja. Ja dwa razy chybiłem. To dlatego, że wczoraj dom, w którym mieszkam, został zbombardowany. Jest kompletnie zniszczony - opisywał Dmytro Suiarko, brązowy medalista w parabiathlonie.

Szczęście w nieszczęściu jest takie, że jego dom w Czernihowie (ok. 150 km na północny wschód od Kijowa) w momencie rosyjskiego nalotu był pusty. Nie ma z kolei informacji, czy pusty był dom w Charkowie jednego z ukraińskich trenerów, gdy spadła na niego rosyjska bomba.

Parabiathlonistka Anastasija Łaletina wycofała się z rywalizacji w zawodach na średnim dystansie po tym, jak otrzymała wiadomość o pojmaniu jej ojca, żołnierza ukraińskiej armii przez Rosjan. Roztrzęsiona 19-latka trafiła pod opiekę lekarza reprezentacji Ukrainy.

"Natalia Harach, attache prasowa Ukrainy opowiada: 5-krotny złoty medalista paraolimpijski, Witali Łukjanenko rozmawiał przez telefon z żoną i córką w atakowanym Charkowie. Zaparkowały przed apteką żeby zrobić zakupy. I od tego czasu nie ma z nimi kontaktu, odchodzi od zmysłów..." - relacjonował Michał Pol, attache prasowy Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego.

Ukraińscy paraolimpijczycy: Dmytro Suiarko i Oleksandr Nikonowycz (fot. Michael Steele/Getty)
Ukraińscy paraolimpijczycy: Dmytro Suiarko i Oleksandr Nikonowycz (fot. Michael Steele/Getty)

Rosyjski festiwal żenady

Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski najpierw podjął decyzję, że sportowcy z Rosji i Białorusi będą mogli wziąć udział w zimowych igrzyskach paraolimpijskich Pekin 2022 jako tzw. sportowcy neutralni (rywalizacja pod flagą i hymnem paraolimpijskim, nieuwzględnienie w tabeli medalowej).

Na szczęście w porę - po protestach zapoczątkowanych przez Polaków - decyzję zmieniono. Parasportowcy z Rosji i Białorusi zostali całkowicie wykluczeni z pekińskiej imprezy. I zaczęło się...

- Opracowujemy stanowisko prawne, aby w niedalekiej przyszłości wnosić pozwy sądowe w celu ochrony praw naszych sportowców, aby zapobiec ich dyskryminacji ze względu na narodowość i wykorzystywanie sportu jako instrumentu nacisku politycznego - mówił rosyjski minister sportu Oleg Matytsin.

Straszenie sądami to jednak nic przy tym, czego dopuścili się rosyjscy parasportowcy. Zaczęło się od odśpiewania przez część z nich państwowego hymnu w hotelu. Podkład był bardzo głośny, a zadowoleni paraolimpijczycy zaczęli także zdzierać naszywki zakrywające ich flagę.

Ale to "jeszcze nic". Richard Whitehead, jeden z reprezentantów Wielkiej Brytanii, opowiedział w jaki sposób Rosjanie zwracali się do Ukraińców. - Słyszałem mnóstwo o indoktrynacji w rosyjskim społeczeństwie i o wiadomościach, które rosyjscy paraolimpijczycy wysyłali sportowcom z Ukrainy, które dotyczyły bombardowania domów ich rodzin - mówił w programie "Good Morning Britain".

Waleczny jak Ukrainiec

Walką na igrzyskach paraolimpijskich ukraińscy parasportowcy chcą dać swojemu narodowi coś więcej niż medale. Siłę do dalszej bitwy. - Wiemy, ile nasze występy znaczą dla narodu ukraińskiego. Walczymy dla nich - podkreśla Suszkewycz dla "Reuters".

Już samo dotarcie do stolicy Chin kosztowało ich mnóstwo sił. Z uwagi na problemy logistyczne spowodowane wybuchem wojny podróż do Pekinu zajęła... cztery doby!

- To cud, że udało nam się tu dotrzeć. Podróż z Kijowa przez Lwów, Polskę, Słowację, Austrię i Włochy zabrała 4 dni i 4 noce. Spaliśmy na podłodze autokaru. Dlaczego tu jesteśmy? Na znak, że Ukraina jest i pozostanie państwem. Nasz udział w igrzyskach to symbol, że Ukraina żyje - na Twitterze cytował Wałerija Suszkewycza Michał Pol.

***

Wojna w Ukrainie wybuchła 24 lutego o 3:45. Rosyjska inwazja trwa już 17 dni. Z danych Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (OHCHR) wynika, że od rozpoczęcia wojny zginęło w Ukrainie co najmniej 549 cywilów, a 957 zostało rannych.

Zobacz też:
Dekret podpisany. Mera Moskwy nie powstrzymał upadek gospodarki
Na igrzyskach Ukrainiec świętował z Rosjaninem. Jego najnowsze zdjęcie chwyta za serce