Największym twardzielom popłyną łzy. Tylko spójrz, co pokazał Gienieczko
Marcin Gienieczko odezwał się do fanów po koszmarze na archipelagu Svalbard. Zdradził, co pomogło mu przetrwać, gdy wydawało się, że straci życie.
Nasz rodak w pewnym momencie znalazł się w tarapatach. Wezwał pomoc, ale ratownicy nie byli w stanie po niego wyruszyć z powodu pogody. Ganieczko nagle znalazł się na granicy życia i śmierci.
Jego brat potem zdradził, że Marcin wysłał mu wiadomość, że umiera. Na szczęście ostatecznie ratownicy ruszyli z pomocą i dotarli w samą porę. Ganieczko jest już bezpieczny, a niedawno zamieścił pierwszy wpis na Facebooku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznaj człowieka, który strzela gole w... budowlanych rękawicachPodróżnik przed wyruszeniem na Górę Newtona dostał od syna list. Miał go przy sobie, gdy nie wiedział, czy jeszcze wróci do domu. To właśnie myśli o dziecku towarzyszyły mu, gdy toczył walkę o życie.
"Mój najdroższy syn stał się moją największą motywacją życia. Zwyciężyć, znaczy przeżyć. Kiedy mówią ci w telefonie satelitarnym, elita światowego ratownictwa, czyli Norwegowie i nie z tej kontynentalnej części, cytat: "Robimy wycof, nie damy rady ". Siła wiatru 147 km/h plus zamieć, widoczność 1 m. Musisz przeżyć tę noc. Zrozumiałem, że zwyciężyć, znaczy przeżyć... Moją motywacją był Igor, miłość mojego życia. Ochłonę, napiszę więcej. Jestem na badaniach. Dziękuję wszystkim za wsparcie" - pisze Ganieczko na Facebooku.
"Wysłał wiadomość, że umiera". Brat Gienieczki przeżył koszmar >>
Trwa akcja ratunkowa w Arktyce. "Marcin żyje, oczekuje na pomoc" >>
-
Senior 60 Zgłoś komentarz
Powinien Ratownikom dziękować a nie robić szol