Niezniszczalny Łukasz Piszczek

Getty Images / Alexander Hassenstein
Getty Images / Alexander Hassenstein

Lewandowskiego nie ma. Błaszczykowskiego nie ma. Jest niezniszczalny Łukasz Piszczek. I ciągle pisze polską legendę Borussii Dortmund.

Gromkie "Kuba, Kuba, Kuba" niosło się we wrześniu z trybuny zajmowanej w Wolfsburgu przez kibiców Borussii Dortmund. Wzruszający moment. Brawo polskiemu skrzydłowemu bił też Łukasz Piszczek, jego przyjaciel. Wymienili się zresztą koszulkami. Jakub Błaszczykowski jest już jednak legendą dortmundzkiego klubu, jego przeszłością. Ciągle jego przyszłością pozostaje Piszczek.

Jest jak dobry silnik, nie do zdarcia. Na początku tego sezonu znowu musiał odpierać ataki zdolnej niemieckiej młodzieży. Kiedy po Euro 2016 dostał trochę wolnego, to formą błysnął zaledwie 18-letni Felix Passlack. I ponownie wydawało się, że Piszczek będzie miał kłopoty. Tak jak rok temu, gdy nieoczekiwanie na prawej obronie wystrzelił Matthias Ginter.

- Spokojnie. To Piszczek jest numerem jeden. Teraz Passlack będzie się po prostu przy nim uczył. I pewnie docelowo zostanie jego następcą - mówią nam jednak tamtejsi dziennikarze.

- Polska maszyna z niemieckimi częściami nie ma więc o co się martwić. Pewnie wkrótce podpisze nowy kontrakt - dodają.

Nie ma żadnych wątpliwości, że to jeden z najlepszym ruchów transferowych Borussii w ostatniej dekadzie. Przypomnijmy. Piszczek trafił do BVB w 2010 roku. Za darmo, bowiem wygasł mu kontrakt w Hercie Berlin. W stołecznym klubie, który spadł do 2. Bundesligi, znakomicie się wtedy wypromował. W Berlinie przeżył też piłkarską rewolucję. Piszczek przyjeżdżał do Niemiec jako napastnik, zawodnik do strzelania goli. To trener Lucien Favre wymyślił go jednak jako skrzydłowego, a potem bocznego obrońcę. Polak nie dość, że szybko nauczył się grać z tyłu, dobrze bronić, to na dodatek miał pełno walorów ofensywnych. Ta mieszanka sprawiła, że powstał boczny obrońca niemal idealny. A Juergen Klopp, który właśnie tworzył wielką Borussię, doskonale wiedział, jak Polaka wykorzystać.

W tym samym roku za 4,6 mln euro z Lecha Poznań do Dortmundu przeniósł się Robert Lewandowski. Jakub Błaszczykowski grał tam już od trzech lat.

Lewandowski szybko stał się jednym z najlepszych snajperów w Niemczech, Błaszczykowski był już marką. Piszczek zaś eksplodował formą. W pierwszym sezonie 2010/11 zagrał w 41 meczach, 8 razy asystował. Kolejne sezony wyglądały następująco:

11/12 - 45 meczów, 4 gole, 10 asyst
12/13 - 46 meczów, 2 gole, 12 asyst
13/14 - 29 meczów, 3 gole, 1 asysta
14/15 - 30 meczów, 7 asyst
15/16 - 38 meczów, 2 asysty, 7 goli

Zdobywał mistrzowskie tytuły, grał w finale Ligi Mistrzów. Chciał go w Realu Madryt Jose Mourinho, ale do transferu nie doszło. BVB nie zamierzało Polaka się pozbywać, piłkarz jakoś wybitnie nie protestował. Piszczek w zasadzie grał mniej tylko wtedy, gdy miał problem z kontuzjami. Jednak zawsze wracał do pierwszego składu. Te obroty na jego desce rozdzielczej w zasadzie nie słabną, są na wysokim poziomie. Silnik ciągle warczy, ciągle jest wydajny. Nie zmieniła tego zmiana trenera, gdy zespół objął Thomas Tuchel. "Maszyna Tuchela" - tak mówi się na Borussię Dortmund. Piszczek to jej ważny, świetnie naoliwiony tryb.

Lewandowskiego już w Dortmundzie nie ma. Nie ma też Błaszczykowskiego. Kibice tworzyli na jego cześć piosenki, pięknie go pożegnali teraz w Wolfsburgu.

W tym samym meczu BVB wygrała 5:1. Ostatniego gola strzelił Łukasz Piszczek. To pewien symbol. Kuba przeminął. On pozostał i ma się świetnie. Już dziś zasłużył sobie na to, żeby i o nim śpiewać na trybunach.

Partnerem materiału jest Opel.

Advertisement
Źródło artykułu: