22 lutego 2021 roku. Aleksander Doba zdobywa najwyższy szczyt w Afryce - Kilimandżaro. Nagle traci przytomność.
Przewodnicy od razu rozpoczynają reanimację, próbują przywrócić Dobie funkcje życiowe. Bezskutecznie. Te niemal natychmiast ustają.
Dziś mija rok od śmierci słynnego polskiego podróżnika i kajakarza. Miał 74 lata.
Polak na ustach całego świata
Aleksander Doba był jednym z najbardziej znanych polskich podróżników, jego wielką pasją było kajakarstwo.
Jako pierwszy człowiek na świecie samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki z jednego kontynentu na drugi, korzystając tylko z siły mięśni. Sztuki tej dokonał trzykrotnie - po raz ostatni w połowie 2017 roku, gdy miał 71 lat.
Jego niebywałe sukcesy komentowano na całym świecie. Trafił nawet na okładkę "New York Times", a w 2015 roku został uznany "Podróżnikiem Roku" przez czytelników prestiżowego magazynu "National Geographic".
Afryka dzika!
- Wyższej góry to raczej w życiu nie zdobędę, bo nie jestem himalaistą, ale mam nadzieję, że na Kilimandżaro wejdę. [...] Jestem nastawiony, że będzie bardzo fajnie i będziemy w ataku szczytowym pełni euforii, że zobaczymy wschód słońca ze szczytu góry. Będzie dobrze - mówił Doba tuż przed rozpoczęciem wyprawy w wywiadzie przeprowadzonym przez założycieli Klubu Podróżników Soliści.
Słynny polski podróżnik był podekscytowany nadchodzącą wspinaczką, utrzymywał wysoką formę. Ciało miał jak 40-latek, duszę zresztą też. Kondycją przerastał dwukrotnie młodszych mężczyzn.
Planował już kolejne wyprawy. Nawet takie, że jego przyjaciele łapali się za głowę. - Do końca czuł się świetnie - opowiadał nam Łukasz Nowak, który organizował feralną wyprawę na Kilimandżaro. Doba był do niej świetnie przygotowany.
Już w trakcie wspinaczki imponował formą. - Nie miał objawów choroby wysokościowej, nic. Nawet na pierwszym szczycie: Stella Point. Nie było żadnych przeciwwskazań, żeby Olka cofać. Tym bardziej że ciągle pytaliśmy go o nastawienie. Chciał iść do przodu - relacjonował Nowak.
"Afryka dzika!" - miał krzyczeć Doba tuż po zdobyciu Kilimandżaro. To bardzo ważna informacja: Polak zameldował się na wierzchołku. To był poniedziałek, 22 lutego, godzina 11:00.
Dwie minuty
Już na samej górze Doba - przed wykonaniem pamiątkowego zdjęcia ze szczytu - poprosił kompanów o dwie minuty odpoczynku. Usiadł na kamieniu. Jego serce nagle się zatrzymało. Odszedł.
- Przewodnicy od razu rozpoczęli reanimację, były próby przywrócenia funkcji życiowych. Poinformowano władze parku, inna ekipa, która znajdowała się niżej, ruszyła na pomoc. Jak się okazało - szli niestety po ciało Olka. W tym przypadku funkcje życiowe ustały niemal natychmiast. Nie udało się ich przywrócić mimo reanimowania - opowiadał Łukasz Nowak.
Przyczyna śmierci według aktu zgonu wydanego przez Zjednoczoną Republikę Tanzanii: "przyczyny naturalne". Inną wersję zaprezentowali natomiast dziennikarze "The New York Times", powołując się na syna Aleksandra Doby, Czesława. Według niego przyczyną zgonu polskiego podróżnika było... uduszenie się.
"Jego syn Czesław przyznał, że przyczyną zgonu było uduszenie spowodowane obrzękiem płuc" - pisał "NYT". Informacje gazety rzuciły nowe światło na śmierć Aleksandra Doby. Stała się jeszcze większą zagadką.
Czy ktoś zawinił?
Czy śmierci Aleksandra Doby można było uniknąć? Jerzy Kostrzewa, przewodnik górski z 20-letnim doświadczeniem, otwarcie skrytykował organizatorów wyprawy na Kilimandżaro. Zasugerował, że mogło dojść do niezachowania staranności w trakcie przygotowań i samego przebiegu wspinaczki na szczyt.
"Od momentu przekroczenia bram parku narodowego, wyprawę prowadzi licencjonowana agencja lokalna: przewodnicy i inni reprezentanci agencji. Chcielibyśmy zaznaczyć, że lokalna agencja, z której usług korzystamy, posiada niezbędne zezwolenia i duże doświadczenie w prowadzeniu trekkingów na Kilimandżaro" - odpowiedzieli przedstawiciele Klubu Podróżników Soliści, organizatorzy ostatniej podróży Aleksandra Doby.
Z ich oświadczenia wynikało, że grupa, której członkiem był Aleksander Doba, wyruszyła zdobywać szczyt w asyście 104 osób, w tym 16 przewodników, 84 tragarzy oraz 4 kucharzy - zgodnie z wymaganiami parku narodowego, na terenie którego znajduje się Kilimandżaro.
"Lokalna agencja dysponowała zestawami pierwszej pomocy, butlami tlenowymi, rozbudowaną apteczką z lekami na chorobę wysokościową i wszystkimi niezbędnymi przy takich wyprawach środkami. Zabezpieczenia były dostępne podczas całej wyprawy, w tym podczas ataku szczytowego" - zapewniono.
Zobacz zdjęcia z ostatniej wyprawy Aleksandra Doby. Kliknij tutaj.
Hakuna Matata!
Aleksander Doba prowadził bardzo aktywny tryb życia. Latał szybowcami, skakał ze spadochronem, pływał na jachtach. Mógł pochwalić się złotą odznaką turystyki kolarskiej oraz patentem sternika jachtowego.
W 2015 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a trzy lata później otrzymał Medal Stulecia Odzyskanej Niepodległości.
- Kapitalny facet. Opowiadał o swoich samotnych podróżach przez Atlantyk, o rekinach, o falach 10-metrowych, a ludzie słuchali jak zaczarowani. Jak ktoś chciał to i dwa razy opowiadał. Z każdym był na ty, codziennie rano wchodził na śniadanie i witał się słowami "Hakuna Matata", krzyczał "Afryka Dzika", wszyscy go kochali. Pytali o plany, a on mówi, że ma swoje lata i wiecznie nie będzie żył. Jak ktoś się wtedy martwił, to on od razu mówił, że jak umrze, to mamy się radować i żyć dalej, bo nikt nie jest wieczny - opowiadał Bogusław Wawrzyniak, uczestnik wyprawy na Kilimandżaro, podczas której zmarł Aleksander Doba.
- Nie potrafię sobie wyobrazić, że Olka już nie ma. Szok... Poznałam go już po zakończeniu kariery, gdy pracowałam w Radiu Szczecin. Był to człowiek pełen energii, pasji, zarażających ją młodych ludzi - opisywała z kolei Monika Pyrek, była wybitna polska skoczkini o tyczce. Z Aleksandrem Dobą znała się od lat.