W środę peleton Tour de France po raz pierwszy wjechał w góry. Kolarze mieli do pokonania 163 kilometry w Pirenejach z Pau do Laruns i można było się spodziewać, że nastąpią zmiany w klasyfikacji generalnej, choć to, co się stało na trasie, przebiło wszelkie oczekiwania.
Australijczyk Jai Hindley znalazł się w ucieczce dnia, choć przed etapem znajdował się na 7. miejscu w generalce. To spowodowało, że w peletonie zapanował chaos. Drużyna UAE Team-Emirates z Rafałem Majką w składzie z mizernym skutkiem próbowała gonić kolarzy jadących na czele.
Jai Hindley, widząc, że może wygrać etap i przejąć żółtą koszulkę z rąk Adama Yatesa postanowił samotnie ruszyć do przodu na ostatnim podjeździe pod Col de Marie Blanque.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zastawili pułapki na kolarzy! "Przez takie głupoty..."
Wtedy za jego plecami sprawy w swoje ręce wziął obrońca tytułu w Wielkiej Pętli Jonas Vingegaard. Duńczyk zerwał z koła wszystkich swoich rywali, w tym Tadeja Pogacara, z którym ma bić się o końcowe zwycięstwo w wyścigu. Vingegaard pędził, ile mógł, by jego strata na mecie do Hindleya była jak najmniejsza, lecz nie zdołał pozbawić Australijczyka koszulki lidera.
Duńczyk w klasyfikacji generalnej awansował na 2. miejsce i do kolarza Bora-Hansgrohe traci 47 sekund. Wspierany przez Rafała Majkę Pogacar spadł na 8. pozycję. Do kolarza z Antypodów traci 1 minutę i 40 sekund, a do Vingegaarda 53 sekundy.
Rafał Majka znajduję się na 37. pozycji, a Michał Kwiatkowski na 70. miejscu. Kolejny etap w Pirenejach i zapewne nowe rozdanie już w czwartek.
Zobacz też:
Uciekał, kiedy nagle usłyszał ją.... Piękna historia na Tour de France
Ekipa Majki nie zwalnia tempa. Awans Pogacara i niespodziewany triumf Francuza