Kozica czy koksiarz? Ogromne kontrowersje wokół sensacyjnego lidera Vuelty

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

- Nairo Quintanę ukształtowało życie na wsi. Codzienna, ciężka praca dała mu już na starcie przewagę nad innymi zawodowcami - można z kolei przeczytać w autobiografii tego zawodnika, którą napisał Carlos Zmer.

- Nasi kolarze przypominają kozice, które ze swobodą skaczą po najwyższych górach świata - można przeczytać w jednym z artykułów kolumbijskiego dziennika "El Espectador".

WADA bezradnie rozkłada ręce

Fachowcy nie do końca ufają naturalnym metodom stosowanym przez Kolumbijczyków. Przecież światowe kolarstwo jeszcze nie otrząsnęło się po aferach ze stosowaniem niedozwolonych środków sprzed kilku lat. A okazuje się, że w Kolumbii do 2013 roku w ogóle nie przeprowadzano badań antydopingowych! Ale nawet i teraz - mimo że powstało jedno laboratorium w stolicy tego kraju, Bogocie - jest problem. Próbka krwi musi zostać przebadana w ciągu 48 godzin od pobrania. - Kolarze najczęściej trenują na takich pustkowiach, że nie jesteśmy w stanie przewieźć w tym terminie materiału do analizy - rozkładają bezradnie ręce pracownicy organizacji antydopingowych.

ZOBACZ WIDEO: Marcin Gortat: Daliśmy wielką plamę i teraz czas się odegrać (źródło TVP)

Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) nawet nie udaje, że coś robi. - Nasi kontrolerzy nie latają do Kolumbii, to nie ma najmniejszego sensu - to oficjalne stanowisko. - Nie jesteśmy w stanie bez zapowiedzi zlokalizować kolarzy z tego kraju.

Rafał Majka wraz z innymi czołowymi kolarzami świata są kontrolowani kilkadziesiąt razy rocznie. - Czasami to męczące, bo trzeba się spowiadać, gdzie aktualnie jesteśmy i przyjmować kontrolerów czasami o piątej rano, ale rozumiem, że to konieczne - przekonuje nasz najlepszy zawodnik.

Quintana i spółka? Oni często przed albo po wielkich wyścigach wyjeżdżają na dwa, trzy miesiące do Kolumbii. A tam są zupełnie bez kontroli. Niewiarygodne, że w XXI wieku zawodowy sport nie jest w stanie sobie poradzić z takimi sytuacjami.

Dziwna choroba przed Rio

Oliwy do ognia dolała decyzja Quintany, który w ostatniej chwili wycofał się z wyścigu olimpijskiego w Rio de Janeiro. Oficjalny komunikat ze strony Kolumbijczyka mówił o "nierozpoznanej chorobie, której nabawił się podczas Tour de France". - Lekarze mnie badają, aby zdiagnozować problem - mówił w lokalnej prasie. - Przede mną jeszcze Vuelta i musimy coś szybko zaradzić.

Kibice szybko jednak skojarzyli fakty i na internetowych forach zawrzało. "Bał się kontroli dopingowej", "Musiał wrócić do Kolumbii, aby przyjąć kolejną dawkę koksu przed Vueltą", "Podczas igrzysk olimpijskich kontrole dopingowe są o wiele dokładniejsze niż podczas nawet tych największych wyścigów kolarskich" - to tylko kilka wybranych opinii. Quintana miałby przyjąć doping w rodzinnych stronach, przygotować się do ścigania i wrócić do Europy dopiero wówczas, gdy zakazane substancje opuszczą jego organizm.

Fachowcy - nieprzypadkowo - wspomnieli przy okazji historię Henao, który wiosną 2016 roku został czasowo zawieszony przez swoją grupę Sky. Szefowie brytyjskiego teamu i WADA byli zaniepokojeni delikatnie pisząc "dziwnymi" wynikami analizy krwi swojego zawodnika (z lat 2011-15), a dodatkowo kolarz właśnie wrócił z wysokogórskiego zgrupowania w Kolumbii. Dopiero po kilku tygodniach, po wyjaśnieniu pewnych anomalii w wynikach (jak głosi oficjalny komunikat związanych z innym zachowanie organizmu żyjącego w większości roku na dużych wysokościach), zawodnik wrócił do peletonu.

W najbliższą niedzielę (11 września) Quintana prawdopodobnie wygra swój drugi, wielki tour w karierze - Vueltę. W przyszłym roku planuje atak na Tour de France, aby w swoim CV zapisać "wielki hat-trick" (czyli zwycięstwa w Giro, TdF i Vuelcie). A dziennikarze i kibice nadal będą zastanawiać się nad jego uczciwością.

Marek Bobakowski



Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×