Ten huk zostanie w mojej pamięci na długo. Huk i chaos. Po wypadku zaczęło się nerwowe bieganie, krzyki, próby udzielania pomocy. Fabio Jakobsen mknąc z prędkością 80 kilometrów został zablokowany przez rywala, po czym staranował metalowe bariery i "ściął" stojącego przy mecie sędziego. To było mgnienie, ułamek sekundy. Holender padł bez ruchu. Wokół jego głowy zaczęła się pojawiać na asfalcie ogromna kałuża krwi.
Krzyk, sygnały karetek. Wyścig kolarski przerodził się w dramatyczną walkę o życie. Obrażenia Holendra były fatalne. Trudno, by było inaczej, skoro z takim impetem uderzył w twardą przeszkodę. Na dodatek, gdy upadał, kask spadł z jego głowy. Obrażenia były tak poważne, że ratownicy, którzy błyskawicznie pojawili się przy kolarzu, mieli problemy z jego zaintubowaniem.
Za barierami rozpoczął się informacyjny chaos. Raz było słychać: "Trwa reanimacja", "Będą transportowani helikopterem do szpitala". Chwilę później: "Sędzia w stanie krytycznym, kolarz Jakobsen w lepszym". W końcu: "Nie, to kolarz walczy o życie, a z sędzią jest dobrze". Zza parawanu widać było tylko wystającą kroplówkę.
Nagle zapadła cisza. Karetki odjechały, śmigłowiec odleciał. Została krew na asfalcie, rozrzucone bandaże, plastry. Wrócił koszmar, który wydarzył się dokładnie rok wcześniej. 5 sierpnia to dla Tour de Pologne data przeklęta. Rok temu kolarze ruszyli ze Stadionu Śląskiego do Zabrza. Na metę nie dotarł jeden z nich, Bjorg Lambrecht.
Na prostej drodze wypadł z trasy, uderzył klatką piersiową w betonowy przepust. Lekarze walczyli, ale nie byli w stanie go uratować. Umarł na stole operacyjnym.
Po kilkudziesięciu minutach wreszcie dotarły do nas pierwsze informacje na temat poszkodowanych: sędzia w stanie stabilnym, uraz kręgosłupa i głowy. Gorzej z kolarzem. - Trwa walka o jego życie. Wysyłajmy mu pozytywną energię - powiedziała ze łzami w oczach lekarka wyścigu.
Obok przechodził akurat dyrektor zawodów, Czesław Lang. Blady, myślami gdzie indziej, jakby nie mógł uwierzyć, że po roku znów w jego ukochanym wyścigu dochodzi do takiego dramatu.
Sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli. Dylan Groenewegen, rodak walczącego o życie kolarza, przesadził. - To był chamski faul - mówi przybity Czesław Lang. Holender zepchnął rodaka Fabio Jakobsena i zaczął się dramat.
Na szczęście ze szpitala nadeszły dobre wieści. Już w nocy Czesław Lang poinformował, że życiu kolarza nie zagraża niebezpieczeństwo. Rano kolejne informacje przekazał Paweł Gruenpeter, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu. - Do godziny 5:30 Jakobsen przechodził operację twarzoczaszki. Przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej. Jest w stanie stabilnym. Dzisiaj będzie próba wybudzenia go ze śpiączki - poinformował.
Operacja Fabio Jakobsena trwała pięć godzin i zakończyła się sukcesem. - Ta operacja była bardzo skomplikowana ze względu na uraz twarzoczaszki. Z relacji lekarzy operujących wynika, że operacja przebiegła bez powikłań. W tej chwili przebywa na klinicznym oddziale intensywnej terapii. Jego stan jest stabilny. Ma własne ciśnienie, jest wentylowany z powodu znieczulenia, które przebył na bloku operacyjnym - dodał dr Gruenpeter (więcej TUTAJ).
Szymon Łożyński