Trwające finały Energa Basket Ligi z pewnością przejdą do historii. Dawno w walce o mistrzostwo nie było dwóch tak wielkich i jednocześnie odbudowujących się zespołów jak WKS Śląsk Wrocław i Legia Warszawa. Jak duży w Polsce jest głód koszykówki na wysokim poziomie i tęsknota kibiców za sukcesami, pokazały pierwsze cztery mecze finałowe. Każdy obejrzał komplet widzów.
Pierwsze dwa spotkania we Wrocławiu odbyły się w Hali Stulecia (pięć i pół tysiąca miejsc) i Hali Orbita (trzy tysiące miejsc). Równie dobrych warunków nie było w Warszawie. Stolica przyjęła koszykarzy w hali na Bemowie, która mogła pomieścić półtora tysiąca kibiców. Podczas obu meczów pękała w szwach. I nie miało znaczenia to, czy koszykarze grali w niedzielę czy wtorek.
Powrót do czołówki
Finałowe starcia Legii ze Śląskiem w Warszawie przyciągnęły komplet kibiców. Wszystkie miejsca na trybunach były zajęte, a część kibiców oglądała mecze na stojąco lub siedziała na schodkach między miejscami na trybunach. Zdecydowana większość w klubowych koszulkach z hasłem "Odrodzenie potęgi" lub z nazwiskiem Łukasza Koszarka na plecach, największej gwiazdy. Okazało się, że koszykówka wraz z sukcesami Legii znów stała się atrakcyjna w mieście.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Justyna Kowalczyk-Tekieli wyglądała zjawiskowo. A to był zwykły spacer
Legia dominowała w Polsce w latach 50. i 60. Jednak ostatnie lata to mozolne wracanie do elity. Dopiero w 2017 roku wróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce i teraz zaczyna się w niej rozpychać i walczyć o medale. Srebrny ma już gwarantowany, ale w Warszawie są ambicje na złoto. Finały przyciągnęły setki osób w różnym wieku. Do ostatniej syreny żywiołowo dopingowali swój zespół, a ton nadawała im najzagorzalsza grupa zebrana za koszem.
Zrobiło to niesamowite wrażenie na zespole. Po obu meczach trener Wojciech Kamiński mówił o niesamowitej atmosferze. - Było bardzo głośno. Było najlepiej w całym sezonie - dodał Jure Skifić.
Zwrócili na to też zawodnicy gości. - Atmosfera była niesamowita. Było tak głośno, że czasami trudno było porozumieć się w obronie - mówił nam Travis Trice zaraz po meczu. To on był bohaterem Śląska w meczach numer trzy i cztery. A decydujący rzut za trzy 40 sekund przed końcem może okazać się jednym z kluczowych momentów całej rywalizacji. Tak we wtorek dał ekipie z Wrocławia zwycięstwo.
To zepsuło zabawę
Oba mecze w Warszawie były jednak takie, że do końca Legia i Śląsk walczyły o zwycięstwo. Nikomu nie udało się mieć długich momentów dominacji. Widać było, że stawka jest ogromna. I o ile w niedzielę było to na niezłym poziomie, o tyle we wtorek częściej wdzierał się chaos, a zawodnicy popełniali więcej błędów.
Nie zniechęciło to kibiców od dopingowania. W ostatnich sekundach czwartego meczu hala kipiała od emocji. Naprzemian słychać było okrzyki podekscytowania albo jęki zawodu. Wszyscy oglądali końcówkę na stojąco. Frekwencja byłaby pewnie dużo większa, gdyby w Warszawie była większa hala. Wprawdzie jest jeszcze pięciotysięczny Torwar, który podlega ministerstwu sportu, ale zwykle zapełniony jest targami czy koncertami. Na finał Legia została w swojej hali przerobionej w latach 80. z wojskowego hangaru.
Był efektowny doping, wielkie flagi podczas niedzielnego meczu i ogromny zawód po końcówce czwartego starcia. Jednak po pierwszym spotkaniu w Warszawie zapadła decyzja, która mocno dała się odczuć wszystkim, którzy we wtorek oglądali mecz w telewizji. Polsat zrezygnował z kompleksowej oprawy meczu, zabrakło w hali komentatorów i reporterów. Agnieszka Łapacz, dziennikarka stacji, poinformowała na Twitterze, że wynikało to z kwestii bezpieczeństwa redakcji i operatorów. W niedzielę najzagorzalsi kibice Legii zaatakowali operatora kamery pracującego przy ich trybunie.
Efektowny doping w weekend momentami zamieniał się też w festiwal wyzwisk. Oberwało się obecnemu na meczu prezydentowi Warszawy, Rafałowi Trzaskowskiemu oraz Grzegorzowi Schetynie, byłemu właścicielowi i kibicowi Śląska. Na szczęście we wtorek nieuprzejmości było mniej.
Teraz rywalizacja wróci do Wrocławia. W piątek w Hali Stulecia sprawa mistrzostwa może się rozstrzygnąć. Po udanych występach w stolicy Śląsk prowadzi 3:1 i brakuje mu tylko jednej wygranej do złotego medalu. Pewne jest, że - tak jak w poprzednich meczach - arena znów będzie pełna. W środę przed południem wyprzedały się wszystkie bilety.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Tragedia w USA. Emocjonalne przemówienie trenera. "Dość tego!"
Szykuje się wielki transfer. Gwiazda ligi: Gotowy na Euroligę