W 2021 roku Łukasz Kolenda zamienił Trefl Sopot na WKS Śląsk Wrocław. Ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę. Zadebiutował w rozgrywkach EuroCup i wywalczył mistrzostwo Polski. Koszykarz - co podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty - miał dwie propozycje na stole z polskich klubów i przez ponad miesiąc się nad nimi zastanawiał. Ostatecznie wybrał ofertę z mistrzowskiego Śląska, z którym znów zagra w EuroCupie.
Wcześniej Kolenda weźmie udział w zgrupowaniu reprezentacji Polski, która przygotowuje się do startu w EuroBaskecie. Na ostatnim zgrupowaniu zawodnik nie zagrał w meczach z Izraelem i Niemcami w ramach eliminacji do MŚ. Na kadrę się jednak nie obraża, chce walczyć o swoją pozycję i minuty.
- Nie jestem zły, obrażony czy sfrustrowany. Ja czuję się całkowicie normalnie. Dla mnie każdy wyjazd na kadrę jest wielkim wyróżnieniem i nagrodą za ciężką pracą. Nie oszukujmy się, ale tam spotykają się najlepsi gracze w kraju, a to o czymś świadczy. Na pewno stawię się z uśmiechem na twarzy na kolejnym zgrupowaniu. Czekam na swój moment. Jak mawia dobrze znany sportowiec w Polsce, Mariusz Pudzianowski, cierpliwy to i kamień ugotuje - mówi nam Łukasz Kolenda.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dlaczego Łukasz Kolenda zdecydował się na podpisanie dwuletniego kontraktu z WKS-em Śląska Wrocław? Co o tym zadecydowało: bardziej kwestie sportowe czy finansowe?
Łukasz Kolenda, zawodnik WKS-u Śląska Wrocław, reprezentant Polski: Ten proces wyboru klubu na kolejny sezon był nieco złożony. To była bardzo trudna decyzja. Długo nad tym myślałem, w którą stronę pójść. Nie ukrywam, że miałem na stole dwie opcje i przez ponad miesiąc się nad nimi zastanawiałem. Nie będę zdradzał nazwy drugiego klubu, myślę, że ludzie ze środowiska wiedzą, o który zespół chodzi. Finalnie postawiłem na Śląsk, bo mam ogromny niedosyt po występach w EuroCupie. Stać mnie na więcej. Teraz wiem, z czym to się je, i na pewno pokaże się z lepszej strony. Liczę na to.
Tą drugą opcją był Anwil Włocławek?
Pomidor (uśmiech).
Wyjazd zagraniczny był brany pod uwagę?
Brałem to pod uwagę, ale nie napalałem się na taki scenariusz. Jestem świadomy wielu procesów. Wiem, że wyjazd zagraniczny nie jest łatwą sprawą. Trzeba zrobić naprawdę niesamowite rzeczy w naszej lidze i w EuroCupie, by wyjechać gdziekolwiek.
Zaskoczył pana fakt, że Aleksander Dziewa, mimo bardzo udanego sezonu, nie znalazł klubu za granicą i ostatecznie zostanie w Śląsku Wrocław na kolejne miesiące?
Polakom nie jest łatwo wyjechać do klubu zagranicznego. On nie miał łatwej sytuacji, bo na Europę jest niskim centrem. To nie jest gość 2,10 - 2,12, który potężnymi warunkami fizycznymi robi różnicę. On ma mniej tych centymetrów, a w Europie nie jest łatwo z takimi warunkami fizycznymi. To świetny zawodnik, który nadrabia innymi rzeczami, ale to też dowód na to, że skoro on nie wyjechał po świetnym sezonie, to nie jest to wcale takie proste. Życzę mu tego, by spełnił swoje marzenia i wyjechał za granicę w kolejnym roku.
Jakub Nizioł ostatnio zdradził, że podpisał kontrakt ze Śląska, mimo że nie był jeszcze znany pierwszy trener zespołu. Pan nie chciał iść w tę stronę?
Nie ukrywam, że czekałem na moment, gdy klub ogłosi nazwisko pierwszego trenera. Taki był mój warunek. Nie chciałem podpisywać kontraktu w ciemno. Za wszelką cenę chciałem takiej uniknąć sytuacji, że przyjdzie nowy trener, który nie będzie widział mnie w składzie i nagle mnie odstawi od drużyny. Mówię tak, bo widziałem już takie sytuacje w swoim życiu i chciałem ich po prostu uniknąć.
Podpis pod umową ze Śląskiem oznacza, że panu trener Urlep w pełni odpowiada?
Tak. To jest proste: nie podpisałbym tam umowy, gdybym czuł się niekomfortowo w obecności trenera Urlepa. Dużo z nim rozmawiałem w trakcie minionego sezonu, podobnie zapewne będzie w kolejnych rozgrywkach. To mi odpowiada, dlatego zdecydowałem się na zostanie we Wrocławiu.
Jaki to trener na co dzień? Pan lubi wędkować i kiedyś użył takiego stwierdzenia, że trener Urlep daje zawodnikom wędkę, a nie rybę. Wytłumaczy pan to?
U niego jest prosta zasada: ten trener daje ci wędkę i sam musisz złowić rybę. Nie jest tak, że trener ci rybę i mówi, jak ją złowić. On nie zamyka drzwi. On coś powie, ale to w twojej gestii leży, jak to wykonasz na boisku. Trener Urlep stawia na proste elementy. To nie jest typ trenera, który ma mnóstwo rzeczy rozpisanych na tablicy. Mieliśmy twarde zasady, których musieliśmy się trzymać. On bardzo często podkreśla: Jak masz, to bierzesz. Jak nie masz, to podajesz.
Jak było za czasów trenera Petara Mijovicia?
Za czasów trenera Mijovicia w ogóle nie było koszykarskiego flow. Nic nie mogliśmy dać od siebie, musieliśmy mocno trzymać się wcześniej ustalonych zasad. Wszystko było zaplanowane. Nie było wolności boiskowej, a mieliśmy takich graczy, którzy mogli w pewien sposób złamać zagrywkę, co w konsekwencji dałoby korzyść zespołowi. U trenera Urlepa wyglądało to inaczej. Efekty szybko się pojawiły.
Panu nie przeszkadzają te szalone reakcje trenera Urlepa przy ławce? Jak pan do tego podchodzi?
To faktycznie z boku może wyglądać tak, że trener Urlep się wścieka i denerwuje, a my zawodnicy się go boimy i nie wiemy, jak mu spojrzeć w twarz i zareagować. Ale tak nie jest, to działa właśnie w drugą stronę. Ten kto pracował z trenerem Urlepem, ten wie, jak on mocno kocha koszykówkę. To jest dla niego pasja, wielka miłość. Jego reakcje to wyraz wielkich emocji, on w ten sposób je uzewnętrznia. Ja - w trakcie sezonu - do tego w ten sposób podchodziłem.
Pana kontrakt w Śląsku też oznacza, że pan będzie więcej grał na pozycji rzucającego obrońcy? Pytam, bo trener Urlep częściej z pana korzystał na tej pozycji.
Tak, choć należy pamiętać, że w dzisiejszej koszykówce te pozycje obwodowe są bardzo wymienne. Nie ma dużej różnicy czy jesteś "jedynką", "dwójką", czy "combo". Nie ukrywam, że rozmawiałem z trenerem Urlepem na temat większego grania z piłką w rękach w kolejnym sezonie. Wiemy, że ostatnio nie do końca było to możliwe, bo mieliśmy lidera w postaci Travisa Trice'a. On był gościem z innej planety! Jemu piłki nie można było zabrać, ale - uprzedzając kolejne pytanie - ja tę sytuację akceptowałem.
Dużo się pan nauczył od Travisa Trice'a?
Zaimponował mi swoim podejściem do koszykówki i zawodu. Mimo że Travis Trice był niekwestionowaną gwiazdą ligi, to na co dzień zachowywał się całkowicie normalnie. Stał twardo na ziemi, nie bujał w obłokach, wszystkich napędzał do jeszcze cięższej pracy.
Pamiętam konferencję w Sopocie w trakcie sezonu, gdy powiedział pan wprost: "Travis Trice to MVP ligi, nikt nie ma podjazdu".
Bo mi było łatwiej to stwierdzić, bo widziałem, co on gra w trakcie meczów i jak zachowuje się na treningach. Nikt mu w lidze nie był w stanie dorównać. Ja się dziwiłem, że byli ludzie, którzy stawiali na kogoś innego w typowaniu na MVP. Dla mnie w ogóle nie było tematu. To była miazga!
Na koniec temat reprezentacji Polski. Był pan obecny na zgrupowaniu kadry, ale nie zagrał w meczach z Izraelem i Niemcami. Poczynania kolegów obserwował tylko z ławki rezerwowych. Był niedosyt, a może rozczarowanie i złość?
Nie jestem zły, obrażony czy sfrustrowany. Ja czuję się całkowicie normalnie. Dla mnie każdy wyjazd na kadrę jest wielkim wyróżnieniem i nagrodą za ciężką pracą. Nie oszukujmy się, ale tam spotykają się najlepsi gracze w kraju, a to o czymś świadczy. Na pewno stawię się z uśmiechem na twarzy na kolejnym zgrupowaniu. Jestem bardzo cierpliwy. Czekam na swój moment. Jak mawia dobrze znany sportowiec w Polsce, Mariusz Pudzianowski, cierpliwy to i kamień ugotuje.
Zobacz także:
Filip Dylewicz: Kończę. Nie jestem legendą
Duża podwyżka cen karnetów! Znamy stanowisko Anwilu Włocławek
"Anwil? To był win-win". Wiemy, kto z Polski zagra w rozgrywkach ENBL!
Nowa gwiazda polskiej ligi? Ekspert nie ma wątpliwości