[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy Czarni Słupsk - w porównaniu do ostatniego sezonu 2021/2022 - mają większy budżet?[/b]
Michał Jankowski, prezes Grupa Sierleccy Czarni Słupsk: Tak i to nawet znacząco, ale jest jedno ważne "ale".
Jakie?
Ten budżet jest większy, ale tylko niestety na papierze, bo w rzeczywistości nie czuję tej różnicy. Chodzi o goniącą inflację i zwiększony kurs dolara o 20 procent. To nam niweluje to, co udało się wypracować ze sponsorami. Stoimy w martwym punkcie. Myślę, że to jest problem wszystkich klubów w PLK. Sukcesem jest to, że sprzedaliśmy ponad 1000 karnetów.
Jaka to część budżetu klubu?
To jest netto około 10-15 procent całego budżetu.
Jak wyglądał proces budowy składu na sezon 2022/2023?
Wydaliśmy znacznie więcej na polskich zawodników. To duża różnica w porównaniu do ostatniego sezonu. Sztab szkoleniowy nalegał na to, by do drużyny dołączyć doświadczonych graczy, których nam ostatnio nieco brakowało. Mamy Pawła Leończyka i Michała Chylińskiego. Zostawiliśmy Mikołaja Witlińskiego, którego wartość na rynku wzrosła, podobnie było z Jakubem Musiałem. Jeśli chodzi o graczy zagranicznych, to różnica jest niewielka. Ale należy pamiętać o tym, co mówiłem wcześniej: kurs dolara jest wyższy o 20 procent, co oznacza, że tych "złotówek" musieliśmy wydać znacznie więcej niż w ostatnim sezonie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Andrejczyk na wakacjach. Wybrała nietypowy kierunek
To prawda, że był pan rozczarowany faktem, że Beau Beech i Marek Klassen nie przyjęli nowych propozycji kontraktu?
Byłem bardzo rozczarowany tym, że zawodnicy - mimo większych propozycji - nie przyjęli naszych ofert. Zwłaszcza decyzja Marka Klassena była dla mnie dużym zaskoczeniem. Dostał naprawdę konkretną propozycję, która była na bardzo wysokim poziomie finansowym. Niektórzy twierdzili, że nawet za wysoka, ale zawodnik miał inne zdanie. O ile mi wiadomo: Marek nadal pozostaje bez pracodawcy na kolejny sezon. Długo z nim rozmawiałem, trener też odbył z nim kilka rozmów. Chcieliśmy go u siebie, ale finalnie nie wyszło. Trudno. Taki to jest biznes. Na jego miejsce mamy Diante Watkinsa i też jesteśmy usatysfakcjonowani.
Jak wyglądał proces budowania składu na ten sezon? Jakie dostrzegł pan różnice w porównaniu od ostatniego roku?
Na pewno z dużo większym spokojem podchodziłem do sytuacji na rynku transferowym. Bardziej zadaniowo. Nie było tak, że nie spałem po nocach, bo czekałem na rozmowy z agentami czy odesłane kontrakty ze strony zawodników. Cierpliwie czekałem na rozwój wydarzeń, nie było nerwowych ruchów z mojej strony. Podchodziłem do tego w ten sposób: jeśli nie ten, to będzie następny. Lista jest długa. Nie ma sensu "napalać się" na jednego zawodnika, bo jego ewentualny brak może nam mocno zaszkodzić.
Podobno było tak, że niektórzy gracze mówili: "zagramy u was", a później nie odsyłali podpisanych kontraktów. Tak było?
Tak. Były takie sytuacje, ale to chyba nie jest coś nowego w tym biznesie. Myślę, że w tym wszystkim jest dużo winy agentów zagranicznych, którzy grają na kilka frontów. Rozmawiają równolegle z kilkoma klubami. Próbują w ten sposób ugrać jak największe pieniądze dla zawodnika. Sęk w tym, że często zrywają wcześniej zawarte porozumienia. Powiedzmy sobie wprost: z biznesem nie ma to za wiele wspólnego.
Pamiętam, jak w trakcie wakacji powiedział mi pan: "agenci swoimi ruchami często sprawiają, że transfery strasznie się wydłużają". Mógłby pan to rozwinąć?
Agenci często przedłużają transakcje, najprostsze czynności - w postaci odesłanej umowy czy naniesieniu pięciu poprawek - zajmują im 2-3 dni. Dla mnie jest to śmieszne, kompletnie niebiznesowe podejście. Ja takie rzeczy robię od ręki, niezależnie od tego, czy jestem w Słupsku, Warszawie czy na wakacjach. Zawsze mam laptopa przy sobie, a jak nie mam, to w hotelu są komputery, z których można skorzystać. W ciągu 30 minut można nanieść poprawki, by nie ciągnęło się to wszystko w nieskończoność.
Gdy pana słucham, ale też gdy rozmawiam z innymi ludźmi o klubie, to mam taki wniosek: Michał Jankowski po ojcowsku traktuje Czarnych Słupsk. Tak jest?
Poniekąd tak jest. Staram się trzymać wysoki poziom organizacyjny klubu, by wszystko było dopięte od A do Z. Poświęcam temu mnóstwo czasu. Niewiele osób o tym wie, ale u nas w klubie nie ma zatrudnionych szeregu ludzi. Pracujemy na kilka etatów, ja sam robię rzeczy, którymi w innych klubach zajmują się zatrudnieni specjaliści. U nas tego na razie nie ma, ale być może sytuacja zmieni się w przyszłości.
Czym np. zajmuje się prezes Michał Jankowski?
Praktycznie wszystkim, a ostatnio np. uczestniczyłem w procesie projektowania koszulki meczowej. Nanosiłem swoje poprawki. Też należy pamiętać o tym, że nie opieramy się na jednym dużym sponsorze np. ze spółki skarbu państwa, tylko musimy budować siatkę mniejszych sponsorów. W tym momencie mamy ich ponad 70. A to oznacza, że trzeba podpisać ponad 70 umów sponsorskich, do tego dochodzą negocjacje i spotkania z partnerami. Robię to sam, ale jest energia do działania. Tą piękną klamrą są mecze i kolejne zwycięstwa. Nie ukrywam, że zaangażowałem w to całą swoją rodzinę. Przeżywamy to razem, jeździmy wspólnie na wyjazdy. Jestem otoczony grupą przyjaciół (sponsorów), którzy towarzyszą nam na prawie każdym wyjeździe. To daje mi dużo energii.
Jak wygląda operacja pod tytułem: "wyjazd do Francji na eliminacje FIBA Europe Cup?"
To duże logistyczne przedsięwzięcie. I to pod każdym względem. Zakup biletów lotniczych musieliśmy planować z dużo większym wyprzedzeniem, gdy nie było jeszcze zakontraktowanego pełnego składu. Później dokupowaliśmy pojedyncze bilety. Finalnie jesteśmy gotowi. Hotel czeka, posiłki także, stroje się szyją. Mam nadzieję, że będą na czas. Gramy we Francji!
Zobacz także:
Marcin Gortat: To historyczny wyczyn. Czapki z głów
"Trzy dni i po sprawie". Tak debiutant trafił do ekstraklasy
Jakub Wojciechowski: Mam ogromny niedosyt [WYWIAD]
Wojciech Kamiński: Dzisiaj BCL wyżej niż EuroCup