Od kilku dni - w koszykarskim środowisku - trwa gorąca dyskusja na temat Programu Wsparcia Mistrzów, który jest elementem Polskiego Ładu dla sportu. Jeden z jego punktów zakłada wsparcie finansowe najlepszych polskich klubów w wiodących dyscyplinach, które będą reprezentować nasz kraj w europejskich pucharach. Z artykułu na stronie TVP Sport wynika, że Legia Warszawa może otrzymać nawet dwa mln zł. Dla porównania WKS Śląsk Wrocław - mistrz Polski - tylko jeden mln zł. Te sumy od razu zdementował jednak minister Kamil Bortniczuk.
Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa, w rozmowie z WP SportoweFakty mówi nam, że klub ze stolicy zbudował skład bez kwoty ujętej w tym programie. Na dodatek zaznacza, że w środowisku powinna być inna narracja ws. pomocy finansowej dla koszykarskich klubów ze strony ministerstwa. Przyznaje też, że wyżej stawia - pod względem jakości sportowej - rozgrywki Basketball Champions League (tam zagra Legia) niż EuroCup (tam wystąpi WKS Śląsk Wrocław).
- Jeżeli masz małe pieniądze do dyspozycji, to wtedy możesz ryzykować i brać np. zawodników prosto po uczelni. Tacy gracze są dużą niewiadomą i wtedy to ryzyko jest dużo większe. Legia Warszawa jest teraz już w innym miejscu. Mamy większe pieniądze i możemy pozwolić sobie na to, by wziąć ludzi, których znamy, i takich, którzy kiedyś gdzieś zafunkcjonowali i pasują do naszej układanki. Mogę też zdradzić, że wielu zawodników chciało po prostu do nas przyjść. Byli nawet w stanie zrezygnować z dużo większych pieniędzy w innych klubach. Słyszałem, że jeden z graczy miał ofertę wyższą o 30 tys. dolarów - opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy obecny zestaw Legii to najmocniejszy zespół, jaki kiedykolwiek prowadził pan w swojej karierze trenerskiej? Pytam, bo w składzie Legii aż roi się od gwiazd: Groselle, Marble czy McCallum.
Wojciech Kamiński, trener Legii Warszawa, wicemistrza Polski: To jest bardzo dobre pytanie, na które jednak trudno mi znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Bo jak porównać składy drużyn sprzed 20, 10 czy 5 lat? Koszykówka w tym czasie bardzo się zmieniła, mocno ewoluowała. Nawet ten tegoroczny zestaw trudno porównać do tego, który mieliśmy w zeszłym sezonie. To jest zupełnie inny zespół o mocno zmienionym profilu. Należy też pamiętać o tym, że zestaw ludzki na papierze może prezentować się wybornie i wyśmienicie, a to później może nie mieć przełożenia na boisko. Najważniejsze jest to, by stworzyć zespół. Mi się ten zestaw bardzo podoba i teraz robimy wszystko, by zrobić z tego jak najlepszą możliwą drużynę.
Do jakiego profilu zespołu szukał pan zawodników?
To nie do końca tak wygląda, bo nie jesteśmy krezusami na rynku, którzy mogą sobie wybierać zawodników. Kontraktujemy takich graczy, którzy - w naszej opinii - są najlepsi pod względem koszykarskich umiejętności w stosunku do proponowanej ceny. Mamy zebraną grupę ludzi i teraz do tego zestawu trzeba będzie ustawić grę w obronie i w ataku. W wielu fragmentach może być ona podobna do tego, co było w minionym sezonie, ale na pewno nie będzie identyczna, bo są nieco inni wykonawcy.
Słyszałem, że zrobił pan bardzo poważny research podczas szukania nowych zawodników. Były telefony m.in. do Adama Waczyńskiego czy Dominika Olejniczaka ws. oceny poszczególnych koszykarzy.
Tak! Przed każdym podpisem dokładnie sprawdzamy każdego zawodnika. Dzwonimy do różnych osób, by podpytać o umiejętności, charakter, funkcjonowanie w grupie. Mogę zdradzić taką ciekawostkę. Gdy sprawdzaliśmy zawodnika, to z jednego klubu otrzymaliśmy złą opinię. I wtedy pomyśleliśmy: "może lepiej z niego zrezygnować?" Po głębszej analizie doszliśmy do wniosku, że trzeba dalej sprawdzać. Kolejne opinie - z innych klubów - dały nam zupełnie inny obraz. Okazało się, że problem nie leżał w zawodniku, a bardziej w klubie.
O panu i Legii często mówi się w ten sposób, że stawia pan na sprawdzonych graczy, który już wcześniej byli w polskiej lidze. To świadome działanie?
Troszkę tak. Jeżeli masz małe pieniądze do dyspozycji, to wtedy możesz ryzykować i brać np. zawodników prosto po uczelni. Tacy gracze są dużą niewiadomą i wtedy to ryzyko jest dużo większe. Legia Warszawa jest teraz już w innym miejscu. Mamy większe pieniądze i możemy pozwolić sobie na to, by wziąć ludzi, których znamy, i takich, którzy kiedyś gdzieś zafunkcjonowali i pasują do naszej układanki. Mogę też zdradzić, że wielu zawodników chciało po prostu do nas przyjść. Byli nawet w stanie zrezygnować z dużo większych pieniędzy w innych klubach. Słyszałem, że jeden z graczy miał ofertę wyższą o 30 tys. dolarów.
I dlaczego z niej zrezygnował?
Bo chciał grać w Legii, Warszawie i w Lidze Mistrzów. Nasz klub staje się marką w Europie, o czym najlepiej świadczy fakt, że zawodnicy zagraniczni przekazują sobie dobre opinie na temat Legii. To duża sprawa w Europie, bo niestety tego nie można powiedzieć o polskiej lidze, która ma słabą opinię. A to wszystko z powodu ekspozycji polskich klubów w Europie. Nie zawsze to nam - mówiąc delikatnie - dobrze wychodziło. Do tego też dochodzi kwestia niepłacenia w niektórych miejscach. W Legii wynagrodzenia są wypłacane na czas, drużyna ostatnio pokazała się z dobrej strony w FIBA Europe Cup. To są nasze duże atuty w rozmowach.
Słyszałem, że duży wkład w transfer Ray McColluma do Legii miał Devyn Marble. To prawda?
Tak. Ray - gdy pojawiła się propozycja z Legii - od razu sprawdził, kto występuje w warszawskim zespole. Skontaktował się z Devynem. Obaj są z Detroit. Słyszałem, że Devyn przekazał mu bardzo pozytywne informacje na temat klubu i miasta. Myślę, że bardzo mocno pomógł przy jego transferze. Ciekawostką jest fakt, że Raya próbowaliśmy namówić do gry w Legii w trakcie poprzedniego sezonu. Ale okazało się, że on... nawet nie wiedział o naszej propozycji.
Wspomniał pan, że Basketball Champions League to jest magnes dla zawodników. Jak pan definiuje te rozgrywki pod względem jakości? BCL stawia pan wyżej niż EuroCup?
Wydaje mi się, że po wyciągnięciu do Euroligi najlepszych zespołów z EuroCupu, to BCL - pod względem jakości sportowej - stoi wyżej od EuroCupu. Wiem, że będą przeciwnicy takiej tezy, ale zawsze w takich sytuacjach sięgam do klasyfikacji i patrzę, które drużyny grają w danych rozgrywkach. Wiemy, że w Eurolidze grają mistrzowie Hiszpanii, Francji, Niemiec, Turcji, ale drużyny bezpośrednie za nimi w większości występują w BCL. Do tego dochodzą mistrzowie z takich krajów jak: Izrael (Holon), Litwy (Rytas) czy Belgii. Uważam, że w ostatnich latach poziom BCL mocno poszedł do góry i wyprzedził EuroCup.
Przeciwnicy tej tezy podnoszą taki argument: w BCL rozgrywa się tylko sześć meczów w grupie, a w EuroCupie tych spotkań jest aż 18. Co pan na to?
Zawsze medal ma dwie strony. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czego się oczekuje od grania w danych rozgrywkach. Czy grania w lidze i "mielenia się" z tymi samymi zespołami, gdzie tylko dwie ekipy odpadają po rundzie zasadniczej. Później następuje weryfikacja w postaci jednego spotkania. To jest wielka loteria. Przegrywający odpada. Jeden mecz może wszystko przekreślić. BCL poszedł w inną stronę. Należy pamiętać, że sześć meczów jest dla drużyn najsłabszych. Tylko czwarta drużyna w grupie odpada.
Druga i trzecia dalej rywalizuje, są eliminacje do kolejnej rundy. Toczy się rywalizacja do dwóch zwycięstw. Te zespoły mają zagwarantowane co najmniej osiem meczów. Zwycięzca grupy: dwanaście. Ta formuła sprawia, że jest więcej spotkań o stawkę, o coś. Nie ukrywam, że ta formuła bardziej do mnie przemawia. Poza tym to są rozgrywki pod egidą FIBA, a EuroCup to rozgrywki uznaniowe. Tam mogą grać nawet zespoły z 13. lub 14. miejsca w lidze. Wszystko ze względu na budżety i relacje z władzami rozgrywek.
Od kilku dni trwa gorąca dyskusja na temat pieniędzy ministerialnych dla klubów, które zagrają w rozgrywkach europejskich. Z artykułu na stronie "TVP Sport" wynika, że Legia może otrzymać 2 mln zł. Pojawiły się krytyczne głosy, że to Śląsk - jako mistrz - powinien dostać taką kwotę, a nie tylko 1 mln zł. Jak się pan do tego odniesie?
Co prawda nie mam Twittera, ale dochodzą do mnie informacje, co tam ludzie wypisują. Uważam, że ta dyskusja poszła w bardzo złą stronę. Uważam, że reakcja ludzi powinna być bardzo pozytywna - na zasadzie: "fajnie, że ktoś w ogóle o tym pomyślał i jest możliwe dofinansowanie klubów grających w europejskich pucharach".
Przepaść jaka jest między dyscyplinami w Polsce a w Europie jest ogromna. Niektóre kwestie bardzo ciężko przeskoczyć, dlatego taka pomoc jest wskazana. Żeby dyscyplina się rozwijała, polscy koszykarze byli coraz lepsi - poprzez poznawanie nowych stylów gry i kultury - to kluby muszą grać w Europie. Nie ma innego wyjścia. Super, że ktoś pomyślał o takiej pomocy. To duża sprawa.
Inna kwestia to sumy, które padły w artykule. Minister Bortniczuk od razu je zdementował. Myślę, że ludzie niepotrzebnie skupili się na tych sumach, które nie są potwierdzone. Proszę mi wierzyć, że kluby nie wiedzą, jakie kwoty mogą ewentualnie do nich trafić.
Czyli Legia kwoty z ministerstwa nie zaksięgowała do budżetu?
Nie. Mamy zbudowany skład bez kwoty ujętej w tym programie.
Zobacz także:
Mantas Cesnauskis grzmi: Kilku mnie oszukało!
Brat gwiazdy wyjaśnia zamieszanie. To dlatego odrzucił ofertę
Amerykanin doczekał się, Andrzej Duda zrobił to!
A.J. Slaughter: Nie wykluczam gry w polskiej lidze [WYWIAD]